Poznajemy Karkonosze – Dzień VII – polodowcowe krajobrazy: Śnieżne Kotły
Dnia siódmego czeka nas nie lada wędrówka, którą rozpoczynamy w Jagniątkowie, a przed nami 20 km marszu. Wszystko zaczyna się na niebieskim szlaku Koralową ścieżką, która prowadzić nas będzie przez najbliższe (prawie) 5 km. Droga jest przyjazna, szlak odremontowany. Jak widać na zdjęciach mamy do czynienia częściowo z drewnianymi kładkami,
częściowo idziemy ścieżką zabezpieczoną przed osuwaniem się, wyłożoną dużymi kamieniami.
Idzie się wygodnie, przez co szybko pokonujemy ten dystans. W przypadku szlaków „przejściowych”, które nie są naszym celem, takie rozwiązania czasami mocno ułatwiają życie, zwłaszcza podczas powrotu kiedy już jesteśmy mocno styrani. Po przejściu tej lesistej drogi wychodzimy na bardziej panoramiczny szlak, który pokonujemy ścieżką gruntową z różnorodnie rozrzuconymi kamieniami.
Kolejne 5 km, to marsz czerwonym szlakiem grzbietową partią. Wciąż mamy pod górę, już po wyjściu z lasu, wchodzimy na bardziej surowy teren. Wokół głazy, przestrzeń, a pod nogami typowo kamienny „chodnik”. Robi się ciekawiej niż do tej pory.
Takim sposobem docieramy do głównego punktu dnia dzisiejszego – Śnieżnych Kotłów., które nie są niczym innymi jak kotłami podlodowcowymi. Najwyższym punktem tutaj są granie Wielkiego Kotła, który sięga wysokości 1490 m. n. p. m. Na dole znajdują się Śnieżne Stawki, przy których również biegnie szlak turystyczny (zielony).
Nad urwiskami zamontowano zabezpieczania, które pozwalają zbliżyć się do imponujących krawędzi i podziwiać ten niezwykły krajobraz.
Sporym wyzwaniem podczas tej wędrówki była karkonoska bryza, która z uporem próbowała wepchać nas w swoją otchłań – a może to sam Duch Gór zadął? Tak czy inaczej towarzyszą nam podmuchy, które momentami powodują, że prawie podcina mi nogi i stoję w miejscu, bo nie potrafię wykonać kroku w przód. Za to świetna sprawa gdy wieje nam w plecy – od razu lżej się idzie ; ). Z psicy jakimś cudem nie zrobił się balonik i dzielnie dała radę stawić opór.
Idą dalej od Kotłów do Mokrej Ścieżki poruszamy się szutrową szeroką ścieżką pomiędzy całkowicie płaskimi przestrzeniami. Przedziwne to uczucie – mieć świadomość wysokości i jednocześnie obserwować taki krajobraz (zwłaszcza będą przyzwyczajonym do tatrzańskich szlaków.
Nie umniejsza to atrakcyjności terenu i jest fajną odmianą, bo przecież wszystko nie może wyglądać tak samo. Po drodze mijamy Łabski szczyt, który znajduje się troszkę powyżej wytyczonego szlaku.
Gdy docieramy do Mokrej Ścieżki mamy za sobą ponad 10 km marszu, a więc to dopiero połowa naszej drogi. To dobrze. To znaczy, że jeszcze dużo dobrego przed nami ; ). W tym miejscu skręcamy pod Śnieżne Kotły na zielony szlak (wspomniany wyżej). Na początku poruszamy się malowniczą kamienną ścieżką delikatnie w dół (ostrych zejść i podejść nie ma właściwie na całym szlaku).
Docieramy do rozdroża i na chwilę zbaczamy z naszej drogi do schroniska pod Łabskim Szczytem. Wracamy i podążamy dalej. Teren zaczyna robić się kapryśny, dalej jest łagodnie, jednak wędrujemy po dużych głazach swobodnie porozrzucanych więc czekają nas dziury, ruchome kamienie i szpiczaste ranty. Zdecydowanie zrobiło się ciekawiej, bo zbyt płaski teren przez długi czas zaczyna mnie nużyć mimo pięknych widoków. Takimi głazami poruszamy się już praktycznie do kolejnego rozgałęzienia. Cały zielony szlak ma dystans prawie 7 km.
Śnieżnych Stawków jest 8 sztuk, jednak na stałe występują tylko 2. Nam dane jest mijać 3 zbiorniki.
Oczywiście cały czas należy pamiętać o spoglądania w górę, gdzie wznoszą się urwiska Śnieżnych Kotłów, po których jakiś czas temu wędrowaliśmy.
Idąc Koralową Ścieżką, trzeba pamiętać, że niebieskie szlaki w dół prowadzą dwa równoległe do siebie. Ten nasz jest drugi z kolei idąc od stawów. Wracamy tym samym wygodnym szlakiem, którym poruszaliśmy się rano. Teraz już tylko łagodnie w dół.
Cała trasa (jak już wspomniałam) ma 20,5 km, przewyższenia jakie nas czekają to 1130 m. w górę i w dół więc dość sporo, ale też na długim odcinku, a przewidziany jest na 7 godzin marszu. U nas tradycyjnie trwało to dłużej: jedzenie, zdjęcia i brak gonitwy, bo zawsze jedziemy przede wszystkim podziwiać i obcować z naturą, czasami staramy się nadrobić tempo na odcinkach mniej atrakcyjnych, gdzie idzie się 2 godziny przez las i ani skały pod drodze, a szlak płaski, ale czasami – tym bardziej wtedy – nie przyspieszamy, tylko odpoczywamy podczas lekkiego spaceru.
Z czystym sumieniem polecam całą trasę dla bardziej wytrwałych. Na szczęście zawsze można ją sobie podzielić na dwa razy, bo szlaków wejściowych i zejściowych jest do wyboru do koloru. Ja na pewno zamierzam tu wrócić i już wiem, że przejdę się wtedy w odwrotnym kierunku dla porównania : )