Olsztynek na cały dzień
Pierwszy dzień po przyjeździe wypełniliśmy zwiedzaniem.
Po śniadaniu w towarzystwie kaczek,
odwiedziliśmy Amerykę
i Plac św. Piotra.
Następnie udaliśmy się na podbój Olsztynka. Obejrzeliśmy rynek z fontanną, ratuszem i kamiennym lwem, który ma ciekawą historię.
Lew nazywany Tannenberskim został odsłonięty w 1924 roku w celu upamiętnienia zwycięstwa Niemców nad Rosjanami w bitwie pod Tannenbergiem (dzisiejszy Stębark) w 1914 roku. Pierwotnie stał przy Mauzoleum Hindenburga. W1945 roku Niemcy rozebrali mauzoleum, aby uchronić je przed zbezczeszczeniem przez Rosjan. Lew trafił do Centrum Szkolenia Wojsk Ochrony Pogranicza w Kętrzynie, gdzie w latach 70. XX wieku został wypatrzony przez mieszkańca Olsztynka. W 1993 roku wrócił na olsztynecki rynek i do dziś stoi przed ratuszem.
Kierując się w stronę zamku minęliśmy salon wystawowy Muzeum Budownictwa Ludowego mieszczący się w dawnym kościele ewangelickim.
Zamek wzniesiony w XIV wieku, w odróżnieniu od innych zamków krzyżackich nie był klasztorem ani siedzibą komtura. Podlegał komturstwu w Ostródzie. Stanowił siedzibę burgrabiego mającego za zadanie ściągać należności podatkowe oraz kontrolować szlak handlowy z południa na północ. Obecnie mieści się w nim Zespół Szkół im. Krzysztofa Celestyna Mrongowiusza.
Spod zamku wyruszyliśmy pieszo w stronę skansenu, ale nie od razu do niego doszliśmy. Na trasie trochę przypadkiem stanęła nam Huta Szkła Artystycznego. To znaczy przypadkiem znalazłam ją w internecie planując wyjazd, a będąc już w Olsztynku z premedytacją zawędrowałam do niej o odpowiedniej godzinie. Chodziło o pokaz wytwarzania szkła.
Prowadzący najpierw krótko opowiedział co i jak, a następnie na żywo mogliśmy zobaczyć jak powstają różne szklane cudeńka. Na naszych oczach bezkształtna szklana masa po zabarwieniu, rozciągnięciu, powyginaniu i innych „sztuczkach” stawała się ptaszkiem, kwiatkiem, łabędziem, ślimakiem… Artysta na nadanie kształtu miał tylko kilkanaście sekund, bo po tym czasie szkło wyjęte z pieca przestaje być plastyczne.
Cały pokaz trwał około pół godziny i na mnie wywarł duże wrażenie. Podziwiam ludzi, którzy potrafią tworzyć takie piękne przedmioty i w dodatku pracują w warunkach, gdzie żar bucha z pieca i to dosłownie. Na miejscu działa sklepik, gdzie można zaopatrzyć się w efekty ich pracy.
Na koniec dotarliśmy do skansenu. Pospacerowaliśmy, weszliśmy do wnętrz wielu chat i innych budynków np. do wiatraka. Bardzo spodobał mi się ogród ziołowy i ogólnie stwierdziłam, że skanseny chyba nigdy mi się nie znudzą.
Zmęczeni, ale zadowoleni wróciliśmy do Plusek na zachód słońca.