Retrospekcja V - Krzywy las, Niemcy i Otton z Bambergu
Korzystając z okazji, że książę Bożydar odpoczywa w Święta, postanowiłem po raz kolejny sięgnąć do wspomnień. Tym razem zachodniopomorskie...
Zanim zacznę opisywać mój najnowszy wyjazd, jedna mała, a może nawet nie taka mała, uwaga. Uczcie się matematyki drogie dziatki – oto, co Wam powiem! Uczcie się matematyki, to może unikniecie sytuacji, w której ja się znalazłem. Ubzdurałem sobie, że od 6 do 12 jest ... 8 godzin i na taki okres zaplanowałem swoją wycieczkę. I kiedy w końcu mój, ociężały od starości, mózg stwierdził, że coś nie gra, musiałem na bieżąco zmieniać swoją marszrutę, niektóre rzeczy opuszczać, a inne oglądać po łebkach. Gdybym miał jednym słowem podsumować ten wyjazd, byłoby to określenie „pośpiech”. Nic to, ponoć człowiek uczy się całe życie, może i mi się uda?
Planując wyjazd w zachodniopomorskie, miałem trzy najważniejsze cele: Krzywy las koło Gryfina, Kołbacz i „perłę Pomorza”, czyli Stargard. Po drodze chciałem odwiedzić naszych zachodnich sąsiadów, zobaczyć Pyrzyce i pooglądać liczne mniejsze zabytki. Niestety, mój błąd matematyczny spowodował, że musiałem poruszać się głównymi drogami, wyjątkowo ruchliwymi, co zdecydowanie zmniejszyło przyjemność z jazdy, na dodatek nie wszystko mogłem zobaczyć. Do Gryfina przyjeżdżam pociągiem razem z pierwszymi uczestnikami Pol’and’Rock Festival. Co prawda wysiedli stację wcześniej, ale zawsze miło popatrzyć na uśmiechniętych młodych ludzi – bardzo sympatycznych (w podróży powrotnej miałem „przyjemność” poznać innych młodych ludzi – „żołnierzy” jadących na przepustkę – różnica kolosalna!). W samym mieście nie spędzam dużo czasu, oglądam Bramę Bańską
i Kościół pw. Narodzenia NMP (architektonicznie ładny, w środku, niestety, nic ciekawego).
Następnie wyruszam do Niemiec, żeby sprawdzić, czy wszystko u nich w porządku. Ale wiadomo, u naszych sąsiadów Ordung muss sein zawsze, więc, nie mając co robić, wróciłem do ojczyzny.
Po powrocie z krótkiej emigracji ruszam w stronę Nowego Czarnowa, choć tak naprawdę drogowskazem dla mnie są dymiące kominy elektrowni Dolna Odra. Docieram do wyjątkowej atrakcji turystycznej, jaką jest Krzywy las.
Obszar ok. 0,3 ha, na którym rosną sosny o bardzo charakterystycznym i jednakowym skrzywieniu. Do dzisiaj nie wiadomo komu zawdzięczają swój wygląd oraz po co ktoś je takimi stworzył. Wiemy na pewno, że zrobił to człowiek i że działo się to w latach trzydziestych bądź czterdziestych (czyli wtedy, kiedy mieszkali tu Niemcy) i ... tyle.
Najprawdopodobniej ktoś chciał stworzyć drzewa, z których łatwiej byłoby stworzyć przedmioty codziennego użytku, np. beczki. Po obowiązkowej sesji fotograficznej jadę w stronę Pyrzyc.
Poruszam się drogami wojewódzkimi 121 i 122. Obydwie są łącznikami z drogą ekspresową S3, co powoduje, że ruch na nich olbrzymi, szczególnie na drugiej – nie polecam! Od Lubanowa jest łatwiej, bo obok przebiega Odrzańska Trasa Rowerowa. Niestety, od Bań (? nie mam pojęcia, jak się odmienia tę nazwę) już tylko asfalt z dwudziestoma tysiącami tirów.
Pyrzyce witają mnie działami i czołgiem (lokalna atrakcja) i jeszcze większym ruchem samochodowym.
Z powodów czasowych ograniczam się do Studni św. Ottona (czasami nazywaną baptysterium), czyli miejsca, w którym Otton z Bambergu (późniejszy święty) w 1124 roku miał ochrzcić ok. 7 tys. Pomorców (przynajmniej o takiej liczbie mówi legenda),
Bramy Bańskiej i Kościoła Wniebowzięcia NMP.
Ciekawym miejscem jest także fragment murów obronnych z basztą oraz ... mini tężnie.
Po zjedzeniu śniadania w atmosferze uzdrawiających „wyziewów” tężni
jadę w stronę Kołbacza, korzystając z dawnej drogi krajowej nr 3 (obecnie DW 118). Zdaję sobie sprawę, że dla większości ludzi nazwa Kołbacz jest totalnie nieznana. Tymczasem w tej niewielkiej miejscowości znajduje się wyjątkowo sporo ciekawych zabytków, w tym unikatowy w Polsce, czyli gotycka stodoła i to używana do dzisiaj.
Oprócz tego warto zobaczyć pocysterski kościół z przepiękną rozetą, dom opata oraz dom Konwersów.
Po opuszczeniu Kołbacza jadę w stronę Stargardu (jeszcze do niedawna Szczecińskiego). Po drodze zatrzymuje się na chwilę w miejscowości Kobylanka. Można tam zobaczyć lapidarium sepulkralne, czyli grobowe. Na dawnym cmentarzu ewangelickim zgromadzono kilkadziesiąt krzyży, tablic nagrobnych i innych zabytków po dawnych mieszkańcach.
Mnie jednak bardziej interesuje inne miejsce – Park Zgody.
To właśnie tam w 1460 roku podpisano porozumienie pomiędzy zwaśnionymi wcześniej Szczecinem a Stargardem i na pamiątkę tego posadzono lipę nazywaną Wieńcem Zgody. Postanowiono również, że co 100 lat będzie się sadzić następne. Ta tradycja przetrwała wszystkie niepokoje i zmiany historyczne – ostatnie drzewo zasadzono w 1960 roku.
Po drodze do „perły Pomorza” zbaczam na chwilę, ponieważ niepokoją mnie dziwne jęki. Okazuje się jednak, że to tylko Jęczydół, więc wracam na trasę.
Tuż po wjeździe do miasta wita mnie pomnik 15 południka.
Stargard należał do najbardziej ufortyfikowanych warowni na Pomorzu i ślady tego widać do dzisiaj. Zachowało się ponad 1000 metrów murów obronnych z licznymi basztami, bramami i czatowniami.
Ja odwiedzam w kolejności jazdy: Basztę Morze Czerwone, Bramę Pyrzycką, Basteję, Basztę Tkaczy, Basztę Jeńców, Bramę Wałową oraz Basztę Młyńską.
Absolutnie wspaniałym zabytkiem jest potężny, górujący nad całym miastem, Kościół NMP Królowej Świata.
Ja postanawiam zobaczyć jeszcze jedną atrakcję tego miasta, czyli znajdujący się na drodze do Maszewa krzyż pokutny. Największy w Europie i drugi na świecie. Ten postawiony w XVI wieku krzyż liczy prawie 4 metry, z czego metr jest wkopany w ziemie.
Znajduje się na nim podobizna Jezusa Chrystusa i dwa napisy.
O ile przy pierwszym wątpliwości z tłumaczeniem nie ma („Boże bądź łaskaw dla Hansa Billeke, roku 1542”), o tyle z drugim takowe już są i to dosyć istotne. Niektórzy uważają, że napis mówi, iż to Hans Billeke zamordował, inni, że to on był ofiarą.
Niestety, brak czasu bardzo dał mi się we znaki i to miało ogromny wpływ na moją podróż.