Retrospekcja II - Przez Góry Sowie
Czas na kolejne wspomnienie z 2019 roku i podróży przez Góry Sowie. Wracam do tej wycieczki, ponieważ jestem z niej bardzo dumny – co prawda sama ilość kilometrów nie powala, ok.100 km, to już jej przewyższenia jak najbardziej. Poza tym to Dolny Śląsk!
Był to zdecydowanie najtrudniejszy wyjazd w moim życiu - bardzo trudne, ostre i długie podjazdy, podczas których trzy razy zdarzyło się tak, że musiałem zejść z roweru i udać się per pedes. Trudne technicznie zjazdy, na nieznanej trasie (nie wiedziałem, czy za chwilę nie będzie skrzyżowania albo coś nie wyjedzie), co zmusiło mnie do wyjątkowego wykorzystywania hamulców. Tak wiem, wiem, profesjonalny kolarz na profesjonalnym rowerze poradziłby sobie bez trudu, ale ja takim nie jestem, a i mój bicykl, obciążony sakwami, nie do końca się do tego typu jazdy nadaje.
Wycieczka była wyjątkowa również i dlatego, że zaplanowałem sobie naprawdę dużo atrakcji do zobaczenia i zwiedzenia – jak się okazało, za dużo. Dwie z nich – twierdzę w Srebrnej Górze oraz pałac w Kamieńcu Ząbkowickim obejrzałem tylko z zewnątrz. Jak przyjechałem, były już zamknięte. Swoją drogą, mam wyjątkowego pecha do srebrnogórskiej twierdzy, już trzy razy przymierzałem się do jej zwiedzenia i za każdym razem coś nie wychodziło. No nic, może następnym razem...
Jak często bywało do tej pory, swoją podróż zaczynam od Wałbrzycha. Przy okazji, chciałbym pochwalić włodarzy tego miasta (powiatu). Bardzo podoba mi się infrastruktura rowerowa – fajne, dobrze wykonane ścieżki rowerowe, to, to, co tygryski lubią najbardziej 🙂 Pierwszym miejscem, które chciałem zobaczyć to Bystrzyca Górna, a dokładniej mówiąc, nieczynna sztolnia rud srebra, cynku i ołowiu. Po drodze jednak zatrzymuję się w Dziećmorowicach, ponieważ znajduje się tam cmentarz z zabytkowym grobowcem.
Niestety, grobowiec ten jest w wyjątkowo fatalnym stanie. A propos, nie ma chyba smutniejszego widoku niż zaniedbany, zniszczony i zdewastowany cmentarz. Spacerując po tej nekropolii, zastanawiałem się, dlaczego ludzie dbają (choć nie wiem, czy to dobre słowo) o groby bliskich, a zupełnie nikogo nie interesują stare, zniszczone mogiły mieszkających tu kiedyś ludzi znajdujące się tuż obok. Ba, niektórzy, sądząc po śladach, uznają takie miejsca za najlepsze do picia i balowania. Co kieruje ludźmi, którzy dewastują, malują dziwne napisy na tablicach nagrobnych? Nie wiem, nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie...
Sama sztolnia jest pozostałością po wielu, które na terenie Gór Sowich się kiedyś znajdowały. Na obszarze tym wydobywaniem surowców zajmowano się od bardzo dawna, dlatego takich śladów jest wiele. Patrząc na wejście do „kopalni”, można sobie wyobrazić, w jakich warunkach pracowali dawni „górnicy”, jak ciężka, i niebezpieczna była ich praca. Niestety, sama sztolnia nie jest udostępniona turystycznie, były takie próby, ale z nich zrezygnowano.
Po obejrzeniu sztolni ruszam w stronę Zagórza Śląskiego. Po drodze można zobaczyć jeden z wielu wiaduktów kolejowych na nieistniejącej linii kolejowej Świdnica – Jedlina Zdrój. Samo połączenie, powstałe na początku XX wieku, uznawane jest za jedno z najpiękniejszych w Polsce. Niestety, zostało zlikwidowane i tylko mosty oraz wiadukty pozwalają wyobrazić sobie, jak to kiedyś wyglądało. I tak sobie myślę, czy nie warto byłoby takiego pociągu przywrócić, chociażby w celach turystycznych? Oczywiście wiem, że trzeba by na to dużych pieniędzy, ale czy nie byłoby warto? Sam, z chęcią bym takim środkiem transportu pojechał, widoki na pewno zapierają dech. Myślę również, że nie byłbym sam.
Jadę dalej, zmierzając do drugiego miejsca na mojej marszrucie, czyli zapory wodnej na rzece Bystrzyca w Lubachowie. Ta, robiąca ogromne wrażenie, budowla hydrologiczna powstała w latach 1913-1914 i była „odpowiedzią” ówczesnych władz na katastrofalną powódź z 1897 roku (pytanie retoryczne, jakie były decyzje władz Polski po „powodzi stulecia” z 1997 roku?).
Można ją zwiedzić, zarówno z poziomu gruntu, jaki i przespacerować się po koronie. W obydwu przypadkach warto. Widok na samą zaporę oraz panorama okolic i Jeziora Lubachowskiego podziwiana z góry, wspaniała.
Ja, dodatkowo, postanawiam objechać malowniczo położony zbiornik wodny, żeby dotrzeć do zamku Grodno. Po pewnych problemach – remontowany, zamknięty most – docieram do Zagórza.
Wdrapuję się na górę Chojna i oglądam zamek Grodno, co prawda tylko z zewnątrz, ale takie też były moje plany.
Po zjechaniu z Chojny kieruję się do Jugowic i świeżo wyremontowaną drogą jadę do Kompleksu Riese „Włodarz”. Góra o tej samej nazwie okazała się być silniejsza niż ja i musiałem kontynuować podróż piechotą. Mimo to docieram w końcu do tajemniczych budowli z czasów III Rzeszy i udaję się, tym razem całkowicie dobrowolnie pieszo, w podróż w podziemia.
Zanim króciutko opiszę jej przebieg bardzo ważna uwaga. Ci, którzy chcą zwiedzić, czy to Włodarza, czy Osówkę, czy Rzeczkę, niech pamiętają o zabraniu naprawdę dobrych wodoodpornych butów (sportowe raczej się nie sprawdzą) i ciepłej odzieży. Na miejscu panuje temperatura ok. 7 stopni i wyjątkowo duża wilgotność. Natomiast samo zwiedzanie bardzo ciekawe, można obejrzeć film, przejść się po czynnych korytarzach, a nawet przepłynąć łódką po zalanych miejscach.
Co ciekawe, tak naprawdę nie wiadomo, czemu miały służyć nazistom te wszystkie budowle. Pojawia się dużo teorii, od najbardziej prawdopodobnych, ze miało to być schronienie dla Hitlera i najważniejszych funkcjonariuszy NSDAP po wyjątkowo fantastyczne, mówiące o podróżach w czasie. Po obejrzeniu Włodarza udaje się do Walimia i kompleksu „Rzeczka”, czyli tzw. sztolni walimskich.
Po drodze oglądam zabytkowy grobowiec znajdujący się przy kościele.
Kierując się w stronę Ludwikowic Kłodzkich, wjeżdżam na przełęcz Sokolec (polecam każdemu, kto chce „troszeczkę” się zmęczyć), pod koniec oddychając tak głośno, że przestraszyłem pracujących tam robotników. Myślałem, że był to najtrudniejszy podjazd w moim życiu. Oj, szybko przekonałem się, że nie jest to prawda.
Kiedy chciałem przejechać przełęcz srebrnogórską dowiedziałem się, co to znaczy wysiłek – naprawdę podziwiam tych wszystkich, którzy jeżdżą rowerem po górach i to jeszcze w niezłym tempie. Zatrzymuję się w muzeum Molke III. Szczerze mówią, czuję się rozczarowany, zdecydowanie najsłabszy punkt na mojej liście. Jedynym, wartym obejrzenia, obiektem jest tzw. Muchołapka, wokół której też funkcjonuje wiele teorii i legend.
Zanim zmienię zawód i zostanę górnikiem, czyli dojadę do kolejnego celu mojej wycieczki – Turystycznej Kopalni Węgla Nowa Ruda, postanawiam trochę zboczyć i ruszam w stronę miejscowości Świerki. Robię to po to, żeby zobaczyć tunel kolejowy pod Świerkową Kopą.
Po zobaczeniu tej ciekawej budowli, zawracam do Nowej Rudy, żeby zwiedzić kopalnię. Muszę powiedzieć, że była to wyjątkowo ciekawa atrakcja i z pełnym przekonaniem mogę ją polecić każdemu. I małemu i dużemu. Nie tylko można zobaczyć autentyczny fragment kiedyś działającej kopalni, przejechać się kolejką górniczą, poznać Skarbnika, czy też wypróbować niektórych narzędzi.
Przede wszystkim można posłuchać o życiu górników, niebezpiecznym, trudnym, ale również ciekawym. Tutaj chciałbym pochwalić przewodnika, który z dużą swadą, poczuciem humoru opowiadał. W skali szkolnej szóstka!
Po wyjeździe z Nowej Rudy kieruję się w stronę Srebrnej Góry, po drodze przejeżdżając przez Wolibórz, tam oglądam zabytkową figurę św. Jana Nepomucena.
Po pokonaniu albo raczej przegraniu bitwy z przełęczą srebrnogórską docieram do tej, znanej przede wszystkim z twierdzy, miejscowości. Ponieważ jednak mi jej zwiedzić się nie udaje, nie napiszę o niej ani słowa – może kiedyś. Ja chciałbym zwrócić uwagę na coś innego. Przy samym wjeździe do miasta znajduje się most wiszący będący pozostałością po tzw. kolei zębatej łączącej kiedyś Dzierżoniów ze Ścinawką, a w której zastosowano ciekawą koncepcję trzeciej, zębatej, szyny. Umożliwiało to pociągom pokonywanie nawet mocno nachylonych tras. Obecnie most ten wykorzystywany jest do skoków na linie. Kończę swoją podróż w Kamieńcu Ząbkowickim, oglądając kościół oraz pałac Marianny Orańskiej, którego panoramę widać z daleka.
Tym, którzy doczytali aż do tego miejsca, dziękuję. Tym, co nie dali rady, obiecuję, że następnym razem postaram się bardziej.