Piesze pożegnanie z Wolińskim Parkiem Narodowym
Ostatni dzień urlopu.
Dzięki uprzejmości męża dzień urlopu w urlopie, gdy mogłam samotnie odpocząć od wszystkiego.
Dzień, na który czekałam i jednocześnie odkładałam na koniec, „na deser”.
Dzień, który najmocniej doładował moje akumulatory na resztę roku.
Dzień spędzony na pieszej wędrówce, czyli „tak jak tygryski lubią najbardziej”.
Wyruszyłam z Wisełki od razu po śniadaniu. Szłam brzegiem Jeziora Wisełka i Jeziora Czajczego. Zielonym szlakiem obeszłam półwysep nad Jeziorem Czajczym. Na Wydrzym Głazie wydry nie zastałam, ale widziałam ślady zębów bobra. Nie na głazie oczywiście, tylko na sąsiednim drzewie. 🙂
Minęłam Warnowo i doszłam do Zagrody Żubrów w Międzyzdrojach. Zastanawiałam się czy wchodzić do środka, bo przecież żubry widuję „na co dzień” w białostockim ZOO lub w Białowieży . Skusiłam się jednak i nie żałuję. Akurat był młody żubrzyk i zobaczyłam na żywo logo Wolińskiego Parku Narodowego, czyli orła bielika.
Wspięłam się na Górę Kawczą, zeszłam w dół szerokimi schodami i pokręciłam się chwilę po plaży na skraju Międzyzdrojów.
Później już „tylko” wracałam do Wisełki. Piękny był ten powrót. Szłam plażą w większości piaszczystą. Tylko na krótkim odcinku kamienie mocno kłuły w stopy. Butów, zdjętych i schowanych do plecaka przy Kawczej Górze, nie chciało się znów wkładać. Miałam po lewej stronie morze, a po prawej wysoki stromy klif. Gdy już odeszłam kawałek od Międzyzdrojów, jedynie ptaki dotrzymywały mi towarzystwa. Ciekawe to było towarzystwo i całkiem różnorodne.
Wyruszając rano myślałam, że nie ma nic piękniejszego niż wędrówka przez las brzegiem jeziora. Wracając brzegiem morza już nie byłam tego pewna. 🙂
W takich okolicznościach nie dało się spieszyć i spóźniłam się na obiad tzn. rodzina zjadła nie czekając na mnie. W dodatku im bliżej Wisełki byłam, tym bardziej nie mogliśmy się zdzwonić. W okolicy Karczmy na Wydmach zasięg chyba poszedł popływać, bo był całkowicie nieuchwytny. 🙂
W sumie tego dnia przeszłam około 25 km, w tym 10 km boso.
Następnego dnia rano wyruszyliśmy w długą podroż, aby po przejechaniu ponad 700 km około godziny 23:00 dotrzeć do domu.
Tych, których nudziłam i tych, których kusiłam wyspą Wolin, informuję, że więcej nie będę. 🙂