Tatry i Gorce 2020_Maciejowa, Bystra, Błyszcz i Czerwone Wierchy
Tatry Zachodnie 2020 Bystra, Błyszcz, Czerwone Wierchy a na miły początek Maciejowa w Gorcach
Jeden telefon spowodował, że znalazłem się w Rabce, Brutusek się aktywował. Choć zupełnie przypadkiem nadarzona okazja, to nie zamierzałem jej zmarnować, tradycja zostanie podtrzymana.
2020.08.29 Rabka – Maciejowa (836 m.n.p.m.) – Rabka
Sobota, po wykonaniu koniecznej roboty. Była godz. 15-ta gdy skończyłem pyszny obiad (polecam ponownie Kawiarnię Zdrojową w Rabce) i ruszyłem ładować „akumulatory” na zielonych stokach Maciejowej. Wystarczy wyjść nieco powyżej sanatoryjnej ulicy i już jest pięknie. Widoki na leżącą w dole Rabkę, charakterystyczny Luboń Wielki z nadajnikiem i kojącą zieloność stoków Gorczańskich, wszystkie cieszą spragnione oczy. Podejście jest raczej łagodne, super szlak na rodzinne wielopokoleniowe wędrówki.
W godzinkę docieram na Maciejową, charakterystyczna sylwetka schroniska estetycznie wkomponowana w otoczenie i te krajobrazy. Jak niewysokie są Gorce, tak dla mnie piękne. Nawet tu na Maciejowej można dostrzec wystające nad grzbietami ostre szczyty Tatr. Oho, ciągnie wilczka do lasu... Rozanielony spożyłem racuchy i przedobry Lager z miejscowego browaru (trzeba zadbać, aby takie schroniska miały się jak najlepiej :-) ) i wyłożyłem się na łące kontemplując wzrokiem i zmysłami widoki, smakując wręcz idealną pogodę. Prawie dwie godzinki relaksu, leniwych myśli i różnych wspomnień.
W trakcie niespiesznego powrotu spotkałem, poznaną już na podejściu, nieco zagubioną starszą Panią. Razem powoli schodząc do Rabki rozmawialiśmy, pokrewna dusza, choć dzieliło nas przynajmniej pokolenie. Trudno nie podziwiać takich ludzi, którzy mimo ogromnego już wysiłku, bólu i innych przypadłości, zachowując pogodę ducha ruszają na szlak żeby jeszcze jeden raz zdobyć szczyt.
10,7 km. Coś ok. 4h. 429m w górę i w dół. Gorce polecę każdemu. Mniej znane pasmo górskie, ale o niezaprzeczalnym uroku zieleni, oraz niesamowitej bieli zimą. Z magicznym widokiem na Tatry z wielu miejsc. Sam szlak na Maciejową, jest jak zapowiedź, drzwi wejściowe do pięknego świata, mówi: „chodź, przejdź za próg” :-).
2020.08.30 Kiry – Dol. Kościeliska – Ornak (1854 m.n.p.m.) – Bystra (2248 m.n.p.m.) – Błyszcz (2159 m.n.p.m.) – Siwa Przełęcz – Dol. Starorobociańska – Dol. Chochołowska.
Przed godziną 7:00 Dolina Kościeliska jeszcze jest pusta. Słońce oświetla pięknie wyrzeźbione w minionych tysiącleciach skały Tatr Zachodnich, a droga wije się wraz z wartkim górskim potokiem. Nogi same niemal niosą niewielkim podejściem pod samo schronisko, tym razem nie rozpraszałem się na dodatkowe atrakcje doliny. Nieco ponad godzinkę marszu.
Na śniadanko wsunięta jajecznica, nastrojowo ciche schronisko, morale wysokie bo pogoda na razie trzyma i nie zamierza się psuć. Czego chcieć więcej. Zwróciłem przelotnie uwagę na blond dziewczynę z ślicznym uśmiechem, za który oddałoby się „...Paryż, Londyn i Rzym...”.
Podejście pod Przełęcz Iwaniacką znów jakoś sprawnie mi poszło, po krótkim relaksie zacząłem wchodzić na Ornak.
Nie jestem w formie, musiałem to poczuć, zwłaszcza że to pierwsze góry w tym roku, wysokość już także wpływa na wysiłek. Znam swój organizm, wiem kiedy mogę przyspieszyć i wzmożyć wysiłek (serce bije szybciej i pompuje mocniej krew, oddech przyspiesza, przeponą reguluję/trzymam oddech w ryzach, nogi niosą). Wiem też kiedy docieram do limitu, muszę zwolnić żeby się „nie zajeździć”, zachować energię na dalsze godziny, znam też dokładnie objawy słabnięcia mięśni, wtedy trzeba im dorzucić „paliwa” lub odpocząć. Cała ta wiedza nie zastąpi treningu i całorocznej dbałości o stan organizmu i szeroko pojętej kondycji. Także kolejne płynące latka nie pomagają. Podejście na Ornak może i nie jest jakoś specjalnie wymagające, ale jednak musiałem sobie zafundować parę przystanków na uspokojenie tłukącego się szaleńczo serca.
Po drodze mijaliśmy się na kolejnych odcinkach między odpoczynkami parokrotnie z blondynką z schroniska, aż wreszcie ujrzałem znów ten uśmiech. Mógłby to być problem dla mojej Cudowności, gdyby to przeczytała, więc nie mogę nie dodać że dziewczyna szła z rodzicami i po prostu, takie sympatyczne spotkanie na szlaku.
Rewelacyjne są krajobrazy z Ornaku, z grzbietu widać naprawdę dużo i w dodatku w taką pogodę… Z Siwego Zwornika szlak w lewo skręca w kierunku Bystrej i Błyszcza, i po półgodzince ostrzej w górę do szczytu. No na tym podejściu zmiękłem i musiałem częściej odpoczywać. Ale widoczki z najwyższego szczytu Tatr Zachodnich rewelacyjne, oczywiście warte wysiłku, długo kontemplowałem...Później niedaleki, nieco niższy Błyszcz i zejście z powrotem do Zwornika. O ile jeszcze kusił mnie Starorobociański, to jednak godzina i ogólny stan nóg podpowiadał żeby odpuścić (następnego dnia mogłoby już nie być chęci na chodzenie, nie wiadomo), zdroworozsądkowo zszedłem Starorobociańską Doliną i w Chochołowskiej zakończyłem wycieczkę.
24,1 km. Coś ok. 10,5h. 1871m w górę i 1815m w dół. Piękna tura przez urozmaicone krajobrazy Zachodnich Tatr, aż do ich zwieńczenia. Gdyby kondycja pozwoliła wybrałbym inny, atrakcyjniejszy wariant zejścia na dół, ale nie narzekam, byłbym niewdzięcznikiem, bo los obdarzył mnie kolejnym pięknym i słonecznym dniem w Tatrach.
2020.08.31 Kiry – Staników Żleb – Przysłop Miętusi – Kobylarz – Małołączniak (2096 m.n.p.m.) – Krzesanica (2122 m.n.p.m.), Ciemniak (2096 m.n.p.m.) - Długi Upłaz – Kiry
Rano SKS sączył do ucha swoją wredną melodię, ale ostatecznie po 8-ej znalazłem się na szlaku przez Staników Żleb. Mało kto słyszał pewnie. Ale poza tym że nie uczęszczany to szlak, to ma też w sobie coś, co po raz któryś mnie tędy pociągnęło. Mianowicie super widok na Czerwone Wierchy górujące nad Przysłopem Miętusim i na otaczające dolną część Doliny Kościeliskiej szczyty. Zalane słońcem Tatry są przepiękne, tu jasne skały wśród soczystej zieloności, intensywne zapachy górskich łąk i odgłosy lasu. Pionowa geometria, elegancja i majestat skalnych katedr budzi mój podziw od zawsze. Ech, w tym jestem ja, czy ja pasuję do estetyki i podniosłości otoczenia?
Przysłop Miętusi – rozległa górska polana, która aż prosi się o kontemplację. Nie poddaję się urokowi, teraz dłuższy odcinek stopniowo pod górę lasem i wreszcie stromo żlebem w skałach Wielkiej Turni. Nawet kawałek ubezpieczony łańcuchami się tu znalazł. Powyżej wychodzi się na trawiaste niestrome już zbocze z super widokami na niedaleki Giewont i otoczenie Doliny Małej Łąki. Lepiej nie pobłądzić w tym rejonie, gdyż niestrome trawiaste zbocza kończą się nagle pionowymi skalnymi urwiskami. Na Małołączniaku, na który wyprowadza półgodzinne mozolne dalsze podejście rozsiadam się podziwiając ogromną przestrzeń. Panorama obejmuje mnóstwo szczytów, zwłaszcza od strony Tatr Wysokich, a pod stopami wylegując się miałem zadumaną Cichą Dolinę.
Cały grzbiet Czerwonych Wierchów jest widokowy, na dodatek zaczęły się zmieniać warunki od Krzesanicy. Pod grzbiet od polskiej strony podeszły chmury i powoli przelewały się przez grań tworząc zmieniające się klimatyczne obrazy. Przemierzając tą coraz bardziej magiczną krainę powiedziałem aż z niedowierzaniem: „Niemożliwe że znowu się spotykamy” na widok równie czarownego uśmiechu nadchodzącego z przeciwnego kierunku. Razem z Jej rodzicami usiedliśmy w czwórkę i długo rozmawialiśmy, jakbyśmy byli znajomymi, a nie mijającymi się wczoraj bez słów, poza rytualnym dzień dobry, turystami z wspólną pasją.
Poszliśmy wreszcie w swoją stronę, ale jeszcze jedno szczególne spotkanie mnie czekało na Ciemniaku. Troje elokwentnych starszych ludzi, zwłaszcza żartobliwie wypowiadający się Pan, inspirująca rozmowa, choć niedługa.
I tak jak pogoda ostatecznie siadła, tak zakończyła się moja przygoda z Tatrami, prawie dwugodzinnym zejściem Upłazem do Doliny Kościeliskiej.
15,4 km. Ok. 8h. 1458m w górę i 1458m w dół. Czerwone Wierchy są bardzo fajne, trzeba się nachodzić ale są nietrudne, bogate widokowo i zapoznajesz się na nich z specyfiką tatrzańskich szlaków. Zróżnicowana pogoda tylko uatrakcyjniła widoki.
Niespodziewany wyjazd miał przynieść spodziewane załamanie pogody. W całej Polsce już wtedy silne fronty atmosferyczne wyczyniały szkody, a nad wierchami królowało słońce. Opisałem tu również pobieżnie trzy różne spotkania z górskimi pasjonatami (jakże typowe dla górskich wędrówek). Czasem to sól, istotna otoczka tego, co kojarzy mi się z górami, więc do zobaczenia znów na szlaku. Pojechałem w góry sam, ale oczywiście na tych trasach trudno o prawdziwą samotność. W Tatrach w tym roku skumulowała się niesamowita ilość turystów. Zważywszy na to śmiało mogę powiedzieć, że można i w naszych Taterkach w szczycie sezonu zaznać spokoju (a nawet samotności), jeśli odpowiednio się do tego podejdzie.
Jeszcze jedno odnośnie dzisiejszych Tatr, bardzo rzuca się w oczy wymieranie świerków. Sterczące kikuty martwych drzew i zmieniony krajobraz w miejscach, gdzie kiedyś był gęsty i wysoki wiekowy las. Miejscami widoki stały się przez to bardziej przestronne, wycięto mnóstwo martwych drzew, może połamanych w trakcie wichur, ale krajobrazy Kościeliskiej, Starorobociańskiej, Iwaniackiej Przełęczy i górnej części Staników Żlebu uległy ogromnym zmianom w stosunku do tego co pamiętałem.