Jurajski Olsztyn
Trafiłem w końcu na Jurę.
Białe skały, białe mury zamku w Olsztynie na tle błękitu nieba upstrzonego majestatycznie płynącymi żaglowcami obłoków. Dla mnie widok przepiękny i nawet ironiczne spojrzenia mojej Cudowności nie zmąciły mojego widocznego błogostanu.
Lenka z zapałem pokonywała kolejne skałki nieustannie nas zagadując (będą z niej ludzie :-), poza tym, że pierwsze co spakuję na następną wycieczkę, to będzie szeroki plaster). Jurajski krajobraz kojąco wpływał na moją zbolałą krajtroterską duszę, jednocześnie podsycając tlący się żar. Tak rozdarty parłem za małymi stópkami siejąc dookoła pstrykami czarnuchem (bez rasistowskich skojarzeń, to tylko nieodłączny Nikonik) i znosząc ze stoickim spokojem znane subtelne znaki Żonki (jeżeli posiadacie od dłuższego czasu drugą połówkę to będziecie wiedzieć o co chodzi, nie zrobi nic, nawet powieka nie drgnie, a Ty wiesz co myśli i potrafisz wymienić bez zająknięcia wszystkie argumenty, rany, nie ważne jakie, po prostu wiesz i tyle :-) ).
Obeszliśmy zamek i skałki dookoła. Ze względu na wyjątkowe gorąco odpuściłem dziewczynom planowane Biakło, bo i tak było fajnie. Nie liczy się ilość, ale jakość. A te okolice są znakomite. Może i nie jeżdżę tu zbyt często (w samym Olsztynie byłem ostatnio z 20 lat temu), ale patrząc obiektywnie jest pięknie. Sam zamek to ruina, za to położona odpowiednio wysoko i otoczona wszelakiej maści skałkami, istna turystyczna żyła złota.
Opisywane były te tereny na PS na wszelkie sposoby. Również obfocone zostały kompleksowo przez Krajtroterów. Nie mam raczej nic do dodania. Dzieląc się tylko małą radością i myślą, że nie powiedziałem w tym temacie ostatniego słowa żegnam się do następnego razu.