Szlak Ekumeniczny wokół Zalewu Ozierany
Na pieszą wycieczkę czy nad wodę? A może w nieznane? Najlepiej połączyć to w całość.
Wypatrzyłam w internecie Szlak ekumeniczny, ale wyczytałam też, że jest zaniedbany i trudno go odnaleźć. Szlak biegnie nad zalewem, a na mapie zobaczyłam plażę, ale też znalazłam opinię, że piaszczystej plaży brak. Nie pozostało nic innego jak sprawdzić osobiście co się kryje za tymi trochę sprzecznymi informacjami.
Pojechaliśmy nad Zalew Ozierany znajdujący się koło Kruszynian, „rzut beretem” od granicy z Białorusią. Na miejscu znów zaczęło się od sprzeczności. Zakaz wjazdu, a kilkadziesiąt metrów dalej tabliczka, że droga „dopuszczona do ruchu lokalnego na trasie szlaku ekumenicznego”. Dotarliśmy na ładnie wykoszone miejsce postoju i wyruszyliśmy na poszukiwanie Szlaku ekumenicznego. Byłam dobrze przygotowana, bo rano wydrukowałam mapkę z przebiegiem szlaku. Kierując się tylko strzałką z nazwą szlaku skręciłabym lekko w prawo, kierując się intuicją i mapą raczej w lewo...
Wspięliśmy się na Górę Ekumeniczną – najwyższe ze wzniesień otaczających Zalew Ozierany i już nie mieliśmy wątpliwości, że jesteśmy na właściwej drodze. Obok kamiennego ołtarza stoją symbole trzech religii wyznawanych w tym regionie – krzyż katolicki, krzyż prawosławny i kamień z muzułmańskim półksiężycem. Rozciąga się stąd malowniczy widok na zalew i całą okolicę. Idąc dalej spotykaliśmy kolejne punkty na szlaku – postaci wyrzeźbione w drewnie lub wykute w kamieniu. Były to kolejno: kapliczka św. Eustachego, Lasowid, Święty Hubert, Tatar, Żyd, Leszy – starosłowiański opiekun lasów, diabeł Kuwas, Dziewanna – słowiański odpowiednik greckiej Artemidy.
Odnaleźliśmy wszystkie przewidziane na trasie punkty. Niestety tylko św. Hubert i Leszy posiadają tablice informacyjne. Reszta tablic najwyraźniej „wyparowała” od 2006 roku, kiedy szlak został utworzony. Strzałki widzieliśmy na prawie wszystkich rozstajach dróg, ale ponieważ „prawie” robi różnicę, cieszę się, że miałam mapkę szlaku. Przeszliśmy około 6 km.
Tyle w sprawie szlaku ekumenicznego. A plaża? Wąskie zejście do wody zarastające trzciną, dno piaszczysto–muliste, dość daleko jest płytko. Brzeg porośnięty trawą. Plażowiczów trochę – ani mało, ani dużo. Nad powierzchną wody wystają wyłupiaste oczy drewnianego gada przypominającego krokodyla.
Dziecku do szczęścia więcej nie trzeba, a ja nawet ręcznika nie spakowałam, bo nie dowierzałam w istnienie plaży. Oczywiście wyciąganie córci z wody spotkało się z protestem, ale musiałam, gdy twierdząc, że jej ciepło, szczękała zębami. W dodatku byliśmy akurat w połowie drogi, na przeciwległym brzegu niż samochód, a zza lasu nadciągała czarna chmura.
W drodze powrotnej przystanęliśmy przy meczecie w Kruszynianach.