W dzikiej zieleni Polesia II DZIEŃ – poprzez kładki i mokradła: ścieżka przyrodnicza Spławy w PPN
Wstaje nowy dzień, jednak zmęczenie i niezbyt miłe przywitanie z dnia poprzedniego dają się we znaki dlatego nasz poranek zaczyna się troszkę później niż zwykle w terenie. Tego dnia wybieramy jedną trasę, najdłuższą z zaplanowanych – 7,5 km przewidziane na 2-3 godziny wędrówki - szaleństwa marszowego nie ma, jednak okolica nadrabia.
Zaczynamy marsz – oczywiście najpierw kupując bilety w Urszulinie. Najpierw docieramy do Jeziora Łukie, czyli do największego jeziora Parku i jak zwykle spędzamy przy nim sporo czasu, obserwując co w szuwarach piszczy i podziwiając wodne dywany. Pogoda dopisuje, niebo błękitne więc tym bardziej chciałoby się tam spędzić jak najwięcej czasu. Pływający pomost relaksuje, a przy odrobinie szczęścia można dostrzec nad głową szybującego bielika.
A przed nami ciemny las i podstępne bagniska... więc idziemy. Jest godzina 13.20 - mamy jeszcze sporo czasu, ale też na końcu ścieżki będzie nas sporo dzieliło od postoju auta więc musimy mieć na uwadze, że czeka nas powrót. Ścieżka ta to zdecydowanie miejsce dla miłośników dzikiej przyrody,
ale też dodatkowych atrakcji w przemieszczaniu się. Tutaj ich nie brakuje, cała trasa właściwie składa się z drewnianych kładek, które prowadzą nas bezpiecznie przez bagienne lasy, podmokłe łąki i otwarte torfowiska.
Jest koniec czerwca i wszystko wokół jest porządnie zarośnięte, a co gdyby nie było? Wokół może nie ma głębokich wód, ale można się nieźle wciągnąć i ta myśl troszkę jest dla mnie niewygodna, jednak przemogłam się przeszłam i nawet tą samą trasą wróciłam do auta. Za jeziorem zaczyna się właśnie taki bagienny las – las ols. Robi wrażenie, choć z pewnością większe wczesną wiosną gdy poziom wody jest wyższy i odsłonięty i bardzo blisko wąskiej drewnianej ścieżki : ]
Kolejny etap to torfowisko przejściowe – mocno zarośnięte – trawy sięgają ponad nasze ramiona, a przynajmniej ponad moje – tutaj historia podobna, jak w przypadku wcześniejszego fragmentu i zgrozo brak barierek (żartuję oczywiście) - cały urok w tym, że ingerencja człowieka jest tam minimalna. Trzęsawisko to tworzy gęsty kożuch roślinności bagiennej powstałej w wyniku zarastania jeziora.
Stąd przedostajemy się w coraz suchsze rewiry, najpierw łąki turzycowe – łąki nieużytkowe, tworzące torfowisko niskie, na które składają się kępki turzycy, między którymi stoi woda. Jeszcze tylko łąki kośne, okresowo zalewane i już mijamy znak witający nas na ścieżce...
ale jak to witający?
I właśnie tutaj, gdy już przeszliśmy całość, okazuje się, że szliśmy od tyłu – cóż... znaczenia to większego nie ma, gdzie najpierw zostaniemy wciągnięci 😉