Krakowskie życie muzealne
W sobotę 6 lipca sytuacja zmusiła nas do wyjazdu do Krakowa. Wyjechaliśmy już o 7 rano, żeby jak najszybciej dotrzeć, ogarnąć sprawę i resztę dnia poświęcić na przyjemności. Wszystko udało się sprawnie, a my skierowaliśmy się do Muzeum Narodowego, ponieważ nie mogłam odejść obojętnie nie zaglądając (ponownie już) na wystawę z okazji 110. rocznicy śmierci Stanisława Wyspiańskiego, który poza malarstwem był wspaniałym pisarzem, scenografem, witrażystą. W tym czasie ekspozycja trwająca od 28 listpoada 2017 roku poświęcona artyście była już w fazie końcowej, a właściwie stanowiła jej drugą część, w której zaprezentowano projekty na tkaninach. Cała ekspozycja sięgała 500 eksponatów związanych z artystą z wszelkich dziedzin, z którymi był związany. Największe wrażenie robiła oczywiście sala prezentująca kartony do witraży, a jak wiadomo były one wykonywane zawsze w skali 1:1. W zachwyt wprawiła nas biblioteczka dzieł artysty, zaaranżowana nowocześnie, bardzo dobrze eksponując każdy z utworów. W przestrzeń wkomponowano również fragmenty z tych utworów. Wrażenia nieuniknione również, gdy patrzy się na jeden witraż, dla którego zaarażowano celowo całą przestrzeń, co ciekawsze mimo wrażenia monumentalizmu tej przestrzeni i czerwonego koloru, witraż wcale nie stracił, nie schował się, ale tym bardziej uwydatnił. Aż żal, że to nie stała ekspozycja... wracałabym... Ponieważ pamięć ulotną bywa, do wystawy wydano piękny katalog, omawiający zagadnienia ekspozycji, sprzedawany za korzystną cenę. (połączyłam tutaj zwiedzanie wystawy z wcześniejszego czasu i dnia wspominanego w tej wycieczce, ponieważ ciężko to rozdzielić, a zdjęć niestety nie mam – mój aparat chyba nie podołałby tym przestrzeniom).
Omawianego dnia w tym samym Muzeum mieściła się jeszcze inna wystawa czasowa, na którą przy okazji postanowiliśmy rzucić szybko okiem. "Sytuacja się zmieniła" prezentowała 100 najważniejszych dzieł od końca XIX wieku do dziś. Artystyczny misz-masz, bo przecież sztuce tego czasu daleko od statycznego chronologicznego przechodzenia między stylami, które to kolejno popierają ówczesne władze, mentalność. To sztuka buntownicza, wyrażająca, walcząca, poszukująca - stąd na każdym kroku pojawiały się nowe "-zimy" i inne kierunki (np.: kubizm, impresjonizm, postimpresjonizm, surrealizm, dadaizm, konceptualizm, fowizm, ekspresjonizm, realizm, kapizm, ) w Polsce i poza nią, choć wystawa traktuje ściśle o sztuce polskiej.
Głównym celem tego dnia był Pałac Erazma Ciołka, znajdujący się na ulicy Kanoniczej – dawny Pałac Biskupi, dziś Muzeum Sztuki cerkiewnej oraz Sztuki Dawnej Polski XII-XVIII wiek. Bardzo dawno tam nie zaglądałam, ponieważ albo nie było wystarczająco czasu albo było zamknięte. W tych korytarzach można utonąć pod falą motywów, ikonografii i symboli, zwłaszcza w sztuce cerkiewnej oraz poczuć się naprawdę małym przy monumentalnym rzeźbach niegdyś zdobiących wysokie nisze w świątyniach. Prawdziwa wyżerka dla pasjonatów. A sam pałac wybudowany został na początku XVI wieku z fundacji biskupa Erazma Ciołka. W kolejnych latach rozbudowywany i zmieniający właścicieli, zmieniał też swe wnętrza tracąc swój rezydencjonalny charakter. Ostatecznie w roku 1996, został przekazany Muzeum Narodowemu, a w latach 1999 – 2006 przeprowadzono kompleksowy remont konserwatorski.
Pogoda nam dopisała, jest pięknie – nawet aż za... upał doskwiera niemiłosierny, a ulice krakowskie skąpane w słońcu i błękicie nieba jak zwykle czarują,
my natomiast znając ich czar już z wielu innych wycieczek idziemy do kolejnego wyznaczonego przez siebie celu – Kamienicy Szołayskich na Placu Szczepańskim (dość spory kawałek od Muzeum Narodowego). To tam znajduje się wystawa czasowa Kraków 1900. Ponieważ ta data w sztuce jest mi szczególnie bliska, nie mogę opuścić miasta, nie zobaczywszy interpretacji tego zagadnienia i trzeba przyznać, że mnie nie rozczarowała, niestety upał w dusznych pomieszczeniach kamienicy dawał mi się już mocno we znaki, dlatego było mi ciężko skupić się na tekstach – przez to też nasze zwiedzanie trwało naprawdę długo, ale nie poddałam się i zwiedziłam ekspozycję kompleksowo. W moim odczuciu kurator wystawy wraz z całym zespołem, przede wszystkim osobą zajmującą się aranżacją wykazali się ogromną kreatywnością, a nie łatwy to był orzech do zgryzienia. Połączenie tylu wątków, jakie składały się na atmosferę i mentalność tego okresu na pewno stanowiło nie lada wyzwanie w stworzeniu spójnej i przede wszystkim ciekawej koncepcji, którą ze zrozumieniem można było przebrnąć w całości, nie nudząc się ani na chwilę. Co poza malarstwem? Oczywiście rzeźba, ale i plakat, stroje i zabawki, ceramika i meble, historia,
do tego cytaty z ówczesnych pism i programów artystyczno-filozoficznych. To czas Bohemy, cyganerii artystycznej, Młodej Polski, Dekadentyzmu, chłopomanii i secesji - również w tzw. polskiej odmianie.
Co kryje się pod nazwą Kamienica Szołayskich? Bo przecież nie od zawsze znajdowało się tam Muzeum. Nazwa zaczerpnięta została oczywiście od nazwiska jednych z właścicieli kamienicy – rodziny Szołayskich. Oni to w 1904 roku przekazali budynek Muzeum Narodowemu w Krakowie, które realnie zajęło wnętrza po śmierci gospodyni w 1928 roku. Jednak budynek swoimi korzeniami sięga znacznie wcześniej, bo do XV wieku, w między czasie kamienica należał zarówno do rąk prywatnych jak i do klasztoru Bożego Ciała, należała również do redakcji i drukarni krakowskiego "Czasu".W 1934 roku otwarto tutaj Oddział im. Feliksa "Mangghi" Jasieńskiego, jednego z największych darczyńców Muzeum. W 2003 roku w Kamienicy Szołayskich otwarto przeniesione z ulicy Kanoniczej Muzeum Stanisława Wyspiańskiego oraz zorganizowano stałą wystawę poświęconą Feliksowi Jasieńskiemu. Po generalnym remoncie i modernizacji budynku w 2012 r., uległa też zmianie nazwa tego oddziału - aktualnie Muzeum Stanisława Wyspiańskiego zostało przekształcone w "Kamienicę Szołayskich im. Feliksa Jasieńskiego".
Była już godzina 16 i wielkimi krokami zbliżał się powrót do domu, jednak najpierw należący się posiłek, bo głód już nas dopadł nieziemski, nie trafiliśmy zbyt dobrze, ale ważniejsze były w tym dniu inne – wyższe – sprawy 🙂
(zdjęcia niestety różnej jakości, jednak wnętrza muzealne nie mają zbyt przychylnego oświetlenia dla mojego aparatu bez lampy błyskowej)