Z dawnych wspomnień: Góry Świętokrzyskie 2012 (Podłysica)
W zimowe wieczory, przy brzydkiej pogodzie, albo gdy zarazki nie wypuszczają z domu, planujemy nowe wyprawy lub wspominamy poprzednie wyjazdy i oglądamy zdjęcia. Postanowiłam trochę uporządkować te wspomnienia i uzupełnić czas „sprzed Polskich Szlaków” przynajmniej o główne urlopowe wyjazdy w skrócie.
Zamarzył mi się wyjazd w góry. Jakie góry wybrać z dzieckiem pięcioletnim i mężem z nogą świeżo zrośniętą po złamaniu? Góry Świętokrzyskie 🙂
Nocowaliśmy w Podłysicy (jak zwykle w agroturystyce). Na Święty Krzyż było blisko, więc zdobywaliśmy ten szczyt z rożnych stron i na różne sposoby (raz nawet bryczką). Urzekło mnie piękno, surowość i majestat tego miejsca. Poza Świętym Krzyżem weszliśmy też na Łysicę i pod koniec wyjazdu na Radostową (która z dzieciństwa kojarzy mi się z zupą szczawiową).
Podczas całego urlopu zobaczyliśmy ruiny czterech zamków. W Chęcinach zaopatrzyliśmy się w hełm rycerski, który przydał się później na bal karnawałowy w przedszkolu. W Szydłowie razem z biletami wstępu na zamek kupiliśmy pyszne dojrzałe śliwki z okolicznych sadów. Zamek Krzyżtopór w Ujeździe kojarzy mi się z przeciągami, bo mocno wiało, gdy tam byliśmy. W Bodzentynie ruiny były najbardziej zniszczone, ale za to bezpłatne.
Odwiedziliśmy też kilka ciekawych miast i miasteczek:
Ćmielów – Żywe Muzeum Porcelany. Mogliśmy prześledzić proces powstawania porcelanowych figurek, filiżanek itp. To prawdziwe dzieła sztuki, tyko ich cena przyprawia o zawrót głowy.
Bałtów – obejrzeliśmy Jura Park i Zwierzyniec Bałtowski, mieliśmy też możliwość karmić kozy, które skakały na nas domagając się jedzenia.
Sandomierz – wiadomo, miasteczko jedyne w swoim rodzaju. Widzieliśmy zamek, katedrę, rynek i ratusz. Przeszliśmy podziemną trasę turystyczną i weszliśmy na Bramę Opatowską. Jednak najwięcej czasu spędziliśmy w zbrojowni. To wyjątkowe miejsce, gdzie zgromadzono różne elementy strojów i uzbrojenia, które można a nawet trzeba dotykać i przymierzać. Fajnie było wcielić się w rolę księżniczki i rycerzy.
Krzemionki Opatowskie –wracając z Sandomierza zwiedziliśmy neolityczną kopalnię krzemienia.
Jędrzejów – widzieliśmy zabytkowe opactwo cystersów, ale przede wszystkim zwiedziliśmy Muzeum im. Przypkowskich ze słynną kolekcją zegarów, w tym zegarów słonecznych.
Pacanów – wreszcie zrozumiałam Koziołka Matołka, tzn. dlaczego tak długo wędrował zanim trafił do Pacanowa, bo my też w pewnym momencie zgubiliśmy się na jakichś objazdach (ale dzięki temu zatrzymaliśmy się w Szydłowie na śliwki i zwiedzanie zamku), a później mieliśmy problem z odnalezieniem drogi powrotnej.
W Europejskim Centrum Bajki (gdy tam w końcu trafiliśmy) było jak w bajce. Po włożeniu krasnoludkowych butów, zostaliśmy pomniejszeni do rozmiarów krasnoludków, aby wejść do mysiej dziury, która później okazała się smoczą jamą. Szliśmy na palcach, żeby nie obudzić chrapiącego smoka. Jechaliśmy pociągiem przez różne bajkowe krainy, a na peronie pomachał nam sam Koziołek Matołek. Dotarliśmy do tajemniczego ogrodu, gdzie słuchaliśmy kwiatów szepczących baśnie. Całowaliśmy się na wszelki wypadek, żeby ktoś nie zamienił się w żabę. I jeszcze inne przygody przeżyliśmy oprowadzani przez księżniczkę z bajki. Dziecku się podobało i ja też bawiłam się jak dziecko.
Kielce – zaczęliśmy od Muzeum Zabawek, a potem pospacerowaliśmy trochę po mieście, aż trafiliśmy do Doliny Gadów – prywatnego mini zoo z wężami, żółwiami i różnego rodzaju jaszczurami (w chwili gdy to piszę, chyba to miejsce już nie istnieje).
Podczas urlopu odwiedziliśmy też Osadę Średniowieczną w Hucie Szklanej (super!), pałac w Kurozwękach i Muzeum Wsi Kieleckiej w Tokarni. Zawiedziona byłam jedynie podziemiami w Opatowie, bo przewodnik trochę przynudzał i Jaskinią Raj, bo nie można robić zdjęć nawet bez lampy błyskowej.
Po raz pierwszy mogliśmy wyjechać na całe dwa tygodnie. Wykorzystaliśmy ten czas intensywnie i bardzo ciekawie.