Łódź, czyli osiem kilometrów z kontuzją
Przy okazji kolejnego pobytu w Łodzi, związanego z XXIX Międzynarodowym Festiwalem Komiksu i Gier, postanowiliśmy przy okazji w końcu trochę tej Łodzi zobaczyć.
Do tej pory przyjeżdżaliśmy na festiwal tylko na jeden dzień, z rana, cały dzień z komiksami, i wieczorem do domu. Tym razem byliśmy od piątku do niedzieli.
O piątku nie będę zbyt wiele pisał, byliśmy wieczorem, za to – dzięki temu, że mieliśmy hotel w samym centrum, tuż przy Piotrkowskiej – po kolacji udaliśmy się na wieczorny spacer, by podziwiać Łódź nocą. I stwierdziliśmy, że Łódź nocą jest nie tylko pięknym, ale i pulsującym, tętniącym życiem miastem. Bardzo nas to pozytywnie zaskoczyło.
Sobota to już z rana na festiwal, gdzie poza tym, że zrobiliśmy się lżejsi o wiele ładnych banknotów, to bardzo miło spędziliśmy czas. Nie mieliśmy dlatego też wieczorem już nigdzie sił wychodzić, poza wyśmienitą kolacją w chińskiej restauracji.
W niedzielę, poza poranną mszą w pobliskim hotelu pięknym kościele pw. Najświętszego Imienia Jezusa, zaplanowaliśmy spacer po mieście. I tak, jak mogłoby się wydawać, że to spacer, a spacerem nie było, tylko wędrówką po najważniejszej ulicy Łodzi – Piotrkowskiej. Nie wdając się w szczegóły – najpierw poszliśmy w kierunku południowym, w stronę Centralnego Muzeum Włókiennictwa, po czym wróciliśmy i doszliśmy do samego końca tej ulicy – do tzw. dętki (którą - a jakże – zwiedziliśmy, dzięki sugestii od jednego ze szlakowiczów, niejakiego Tomtura). Jakieś 8 km zrobiliśmy. I to był ogromny wyczyn, zważywszy na to, że żona doznała jakiejś nieprzyjemnej kontuzji palca u stopy, biedactwo.
Podsumowując, Łódź, to przepiękne i bogate wizualnie w turystyczne atrakcje miasto. Warto w nim spędzić dłuższy czas. I tej wersji będę się trzymał.