Hajnówka – Topiło – Białowieża, czyli pociąg do żubra
W Hajnówce jest stacja Turystycznej Kolejki Wąskotorowej. Przejażdżka tą kolejką od dawna była na mojej liście planów wycieczkowych. W końcu udało się ten plan zrealizować.
Jedziemy do Hajnówki trochę w ciemno, bo nie ma możliwości wcześniejszej rezerwacji biletów, ani zakupu przez internet. Może być za mało chętnych i pociąg nie odjedzie, albo za dużo i się nie zabierzemy. Jesteśmy na stacji pół godziny przed planowanym odjazdem wąskotorówki i na szczęście bez problemu udaje się kupić bilety. Chwilę później wagony się zapełniają.
Podróż do Topiła trwa godzinę w jedną stronę. To taki kolejowy spacerek przez puszczę, bo ciuchcia nie rozwija dużej prędkości. Coś w sam raz dla nas. Można nacieszyć się otaczającą zielenią bez zmęczenia małych nóżek od chodzenia, ani pleców taty od noszenia.
Godzinny postój na stacji Topiło wykorzystujemy na obejrzenie mini muzeum kolejek wąskotorowych, krótki spacer do zbiornika wodnego Topiło, obserwację ptactwa i wizytę w barze.
Bar o wymownej nazwie „Ostatni grosz” zasługuje na szczególną uwagę. Jest w nim piec kaflowy, samowar, białoruska muzyka, trochę ławek i stołów, jakieś zadaszenie, miejsce na ognisko. Można zaopatrzyć się w coś do picia i do jedzenia np. chleb ze smalcem, kiełbaski, jakąś zupę. My decydujemy się na lody i kawałek szarlotki (pycha – smakuje domowo).
Powrót to kolejna godzina jazdy przez las. Zatem cała podróż trwa 3 godziny: godzina jazdy, godzina postoju, godzina powrotu. Koniec wycieczki kolejką to jeszcze nie koniec dnia.
Mamo, gdzie w końcu są te żubry? No tak, jadąc do Puszczy Białowieskiej trzeba koniecznie zobaczyć żubra. Skoro żaden nie wyszedł nam na spotkanie (może to i lepiej) to musimy my podjechać do nich, a więc do Rezerwatu Pokazowego.
Pierwszy raz jestem tu po przebudowie wejścia. Jest inaczej, nowocześniej, pojawił się automat z biletami i kojce dla psów, gdzie można zostawić czworonoga na czas zwiedzania, bo na teren rezerwatu nie można go wprowadzić.
Na początku wsiąkamy na trochę na placu zabaw – fajny, drewniany, dla mnie nowość. Później udaje się jednak przejść trasę zwiedzania i zobaczyć obiecane żubry. Z innymi zwierzętami jest różnie – jedne się pokazały, a inne nie. W końcu na tym polegają ich dobre warunki, że mogą się czasem schować przed turystami.
Robimy się głodni. Kanapki zjedzone. Przenosimy się do Białowieży i w barze przy parkingu zajmujemy miejsce na tarasie. Zupa opieńkowa i pierogi z dziczyzną, z widokiem na stawy smakują wyśmienicie. Nabieramy sił, ale robi się późno. Na spacer po parku pałacowym i Muzeum Przyrodnicze już nie wystarczy czasu.
Podchodzimy do dawnego dworca kolejowego, który zapamiętałam jako straszącą przechodniów ruinę. Teraz istnieje tu kompleks edukacyjno-rekreacyjny z galerią zdjęć, ogrodem, leżakami, przyrodniczym placem zabaw i płatnym wstępem. Na rampie wznosi się pawilon wzorowany na dawnej carskiej stacji kolejowej. Rezygnujemy z wejścia, bo zostało mało czasu do zamknięcia. Zaglądamy tylko przez płot i obiecujemy sobie wrócić kiedyś do Białowieży na cały dzień.