Skały Rzędkowickie i Góra Zborów na pożegnanie z Jurą
Jura, a szczególnie północna część Jury, kojarzy mi się głównie z charakterystycznymi wapiennymi skałkami. Chcę się na nie napatrzeć i nacieszyć, żeby wystarczyło na długo, bo nie wiem czy i kiedy znów tu przyjadę. Do tego celu najlepsze wydają się Skały Rzędkowickie.
Wyruszamy z parkingu w Podlesicach. Kawałek idziemy wzdłuż drogi, a później zielonym szlakiem wędrujemy przez las w stronę Rzędkowic. Gdy dochodzimy do skał, szlak gubi się gdzieś wśród licznych ścieżek i dróżek wydeptanych do każdej skalnej ściany. Zresztą przestaje być ważny. Wystarczy trzymać się kierunku wyznaczonego przez wapienne ostańce. Mijając skały raz z jednej, a raz z drugiej strony dochodzimy do parkingu w okolicy Rzędkowic. Wracamy trochę inną drogą, tak jak przebiega czarny szlak rowerowy.
To jeszcze nie koniec. Jeszcze szkoda rozstawać się z Jurą. Dzieci ciągną tatusia na lody przy Centrum Dziedzictwa Przyrodniczego i Kulturowego w Podlesicach. Ja robię mały skok w bok, a właściwie w górę. Przy drodze koło Podlesic widzę wyraźne i jednoznaczne strzałki pokazujące jak dojść na Górę Zborów. Nie mogę odmówić sobie przyjemności zdobycia szczytu (co nie udało nam się na początku wyjazdu przy wycieczce do Jaskini Głębokiej). Przy widokach z Góry Zborów niech się schowają wszystkie lody świata, co wcale nie znaczy, że mam coś przeciwko lodom. Wracając układam sobie w głowie całość trasy i już rozumiem gdzie poszliśmy nie tak poprzednim razem. Spotykamy się na parkingu w Podlesicach.
Nazajutrz, w dniu powrotu do domu, od rana pada deszcz. Nawet mnie to cieszy, bo trochę zmywa żal, że trzeba opuszczać Łutowiec i w ogóle Jurę.