Ku zielonej krainie - I dzień - na Roztocze przez Szydłów, Klimontów, Ossolin i Tudorów
Zainspirowani ubiegłorocznym wyjazdem na Roztocze, w tym roku postanowiliśmy tam wrócić i tak jak sobie obiecaliśmy po drodze bardziej kompleksowo odwiedzić Szydłów.
Miasto to pamięta bardzo dawne dzieje, bo aż XIII-wieczne. Na terenach tych, nim wybudowano tu osadę, grasował groźny zbój Szydło, który w wyniku rozbojów zgromadził nie małą ilość kosztowności w pobliskich grotach. Jednego razu jednak nie podołał wojom króla Kazimierza Wielkiego, który podczas napadu wzniósł swe modlitwy do nieba obiecując jednocześnie, iż w miejscu tym wybuduje kościół. Nie trzeba dodawać, że tak się właśnie stało, a na terenach tych założył osadę. Teraz już wiadomo skąd nazwa miejscowości. Jak wszędzie, tutaj również burzliwe dzieje czyniły wiele szkód, jednak udało się dokonać rewitalizacji centrum z środków unijnych oraz przywrócić w Szydłowie prawa miejskie (od stycznia 2019 roku), które zostały utracone w 1869 roku. Mury obronne cudem ocalały, gdy wystawiono je na licytacji w 1822 roku – na szczęście nie znalazły nabywcy.
Od samego wejścia jesteśmy pod wrażeniem – gdy wchodzimy przez potężną bramę wjazdową, tzw. Bramę Krakowską (jedyna zachowana z trzech niegdyś istniejących), a nad głowami wiszą nam potężne zęby kraty niegdyś opuszczanej jako dodatkowe zabezpieczenie.
Brama została odnowiona z funduszy unijnych w 2011 roku. Stanowi ona fragment murów miejskich, które dają wyobrażenie o całym założeniu. A założenie architektoniczne ery gotyku wewnątrz murów pozostało bez zmian. Brama łączy style od gotyku poczynając, a renesansową attyką kończąc.
Zamek obejrzeliśmy sobie już w ubiegłym roku. Oglądaliśmy wtedy również – choć już zmrok nadchodził, odnowioną bramę zamkową, skarbczyk oraz zachowane mury. W świetle najnowszych badań podaje się, że powstał on w XIV wieku za panowania Władysława Jagiełły w stylu tzw. Gotyku międzynarodowego. Nie bez powodu Szydłów zyskał miano polskiego Carcassonne – to właśnie tutaj zachowało się 680 metrów (najwięcej w Polsce centralnej) oryginalnych obronnych murów gotyckich.
W tym roku kierujemy się do Kościoła św. Władysława, który jest kościołem gotyckim wybudowanym w XIV wieku, a należy do tzw. Serii Baryczkowej kościołów ekspiacyjnych wybudowanych jako zadośćuczynienie za spowodowanie śmierci księdza Marcina Baryczki. To, co go wyróżnia go na tle innych okolicznych budowli to budulec jakim jest cegła, a nie wapień. Pierwotna świątynia o wielobocznym prezbiterium, dopiero w renesansie bądź baroku zyskała nawę boczną. Po II wojnie światowej kościół został odrestaurowany, a w czasie prac odkryto dwa gotyckie portale. Przy kościele znajduje się XVIII-wieczna dzwonnica oraz ruiny Wikarówki.
Spod kościoła udajemy się na dalsze zwiady, docieramy do ruin kościoła i szpitala św. Ducha. Okazuje się, że są one zamknięte i należy wykupić przewodnika, czasowo nie jesteśmy naszykowani na takie atrakcje wszak podróż jeszcze daleka przed nami (tutaj kolejne postanowienie – wrócić tu raz jeszcze i tylko w ten rejon). Budynek mimo tego oglądamy i przez kraty zaglądamy, bo nie bylibyśmy sobą 😉 a powstał on w XVI wieku jako miejsce, które miało zapewnić opiekę chorym i ubogim. Szpital funkcjonował do XVIII wieku.
Teraz uliczkami, przez rynek kierujemy się do synagogi, a ta okazuje się być w remoncie (tym bardziej mamy motywację wrócić tu kolejny raz). Budynek ten mówi nam o jeszcze jednym istotnym fakcie historycznym – o bytności na tym terenie przedstawicieli religii mojżeszowej. Społeczność ta została w czasie II wojny światowej wywieziona do obozów. Sama synagoga to wiek XVI i jest jedną z najstarszych w Polsce. Wykazuje cechy późnogotyckie, wybudowana z kamienia z oszkarpowaną elewacją i późnogotyckim gzymsem. Mury o 2 metrach grubości i zakończenie attykowe z blankami kryjącymi dach tworzy z synagogi warownie i istotnie taki charakter miała posiadać. W synagodze obecnie mieści się Gminne Centrum Kultury.
Poza murami miasta wznosi się na wzgórzu mały kościółek Wszystkich Świętych – bardzo klimatyczny otoczony rzeźbami apostołów, a wybudowany w XIV wieku. Obejrzeliśmy go sobie już poprzedniego roku. Sporo zachowało się z jego gotyckiego charakteru, a wewnątrz odnaleziono fragmenty polichromii figuralnej, które ciekawie przedstawiają między innymi siedem grzechów głównych. W 2017 roku odkryto tutaj krypty z pochówkami.
Śliwka. To właśnie ten owoc powinien kojarzyć się w całej Polsce z Szydłowem. Każdego roku odbywa się tutaj festyn poświęcony właśnie temu owocowi, a wszystko przez to, że to właśnie szydłowskie suszone śliwki zyskały sławę jako te najlepsze do tego stopnia, że istnieją w rejestrze upraw rolnych objętych ochroną na terenie Unii Eurpejskiej.
Ponieważ wyjechaliśmy później niż zakładaliśmy, czas nam się poważnie skrócił i w kolejnym miejscu przystankowym jesteśmy dopiero około godziny trzynastej.
Klimontów. Ta nazwa ciągle gdzieś się przetaczała. W końcu dotarliśmy. Miejscowość nie tak stara jak Szydłów, bo założona w XVII wieku (1604 r.) przez Jana Zbigniewa Ossolińskiego, a więc w dobie końca renesansu i baroku i takie też zabytki go reprezentują. Ossoliński był człowiekiem religijnym i to dzięki niemu w mieście swoje miejsce znalazł zakon Dominikanów, którego pozostałości do dziś możemy oglądać.
Po śmierci Zbigniewa, Klimontów przypadł jednemu z jego synów – Jerzemu. Ten również był właścicielem Ossolina, w którym odbudował dwór rodzinny na renesansowy pałac. Niestety zachowała się po nim tylko arkada mostu nad dzisiejszą ulicą. Most łączył zamek z przedzamczem położonym na sąsiednim wzgórzu, na którym znajdowały się zabudowania gospodarcze.
Z Ossolina przez Klimontów do Ujazdu przeprowadzona została podziemna trasa, którą pierwszy właściciel przemieszczał się powozem lub saniami po wysypanym cukrze. Na ile historia jest prawdziwa tylko Ossolińscy wiedzą.
Za czasów Jana III Sobieskiego Klimontów stał się ośrodkiem produkcji sukna. Z kolei za czasów Poniatowskiego dobrami rozporządzała rodzina Ledóchowskich. Część społeczeństwa stanowiła ludność żydowska – do dziś możemy oglądać pozostałości synagogi, której budowę rozpoczęto w XIX wieku. Jest to budowla późno klasycystyczna z czterokolumnowym portykiem i dwubiegowymi schodami do pomieszczenia na piętrze (tzw. babiniec).
W Klimontowie zachował się układ urbanistyczny i zabudowy małego miasteczka oraz piękne zabytki, do których niewątpliwie należy kościół św. Józefa wybudowany w stylu barokowym z nawą główną w kształcie elipsy zachowaną do dziś. Co za tym idzie możemy podziwiać piękne sklepienie. To arcydzieło jest projektem Wawrzyńca Senesa – architekta pochodzenia włoskiego, którego dziełem jest również zamek Krzyżtopór w Ujeździe.
Piękne stiuki we wnętrzu należą z kolei do Jana Chrzciciela Falconiego – również włoskiego artysty. Senes wzorował się na rzymskim kościele Santa Anna dei Palafrenieri. W podziemiach znajdują się krypty grobowe Ossolińskich. Początków parafii upatruje się w drewnianym kościółku wybudowanym na zlecenie Jerzego Ossolińskiego w I poł. XVII wieku.
Wspomniany kościół św. Jacka i klasztor Dominikanów z XVII wieku reprezentuje styl późnego renesansu, co szczególnie jest widoczne w zastosowanej ornamentyce. Konwent, w wyniku represji rosyjskich, dostał zakaz przyjmowania nowych adeptów, przez co w naturalny sposób wymarł. Budynek klasztorny stopniowo popadał w coraz większą ruinę. Mieścił się tu sąd, a później siedziba władz gminnych i areszt. Pomieszczenia na parterze spełniały rolę stajni, chlewów i kurników. W refektarzu od czasu do czasu odbywały się przedstawienia amatorskiego teatru, który stworzył urodzony w Klimontowie jeden z czołowych przedstawicieli polskiego futuryzmu, Bruno Jasieński. Obecnie funkcjonuje jako kościół rektoralny.
Przechadzka po tej urokliwej wsi się kończy (aż ciężko uwierzyć, że Klimontów nie posiada praw miejskich). Teraz udajemy się do małej miejscowości zwanej Ossolinem oddalonej od Klimontowa o niecałe 5 km. Chcemy zobaczyć wspomnianą już pozostałość po rezydencji Ossolinów. Rezydencja powstała w XVII wieku i została wybudowana również przez Wawrzyńca Senesa na polecenie Jerzego Ossolińskiego. Na miejscu tym w latach dawniejszych stał tu gotycki murowany zamek rodziny Toporczyków. Sam Jerzy Ossoliński określił rezydencję tymi słowy: [...] Lada jako spustoszony dział wziąłem między bracią moją, tym bardziej się ciesząc, żem pozostał w gnieździe przodków moich, w którym ich Pan Bóg tak wiele set lat błogosławił i pomnażał, i że mi się ta ziemia w dział dostała, gdzie ojciec mój miły kości swe położyć miał, a zatem i błogosławieństwo w szczepie najobfitsze, na czem się zawiódł. Zamek nie miał może rozmiarów słynnego Krzyżtopora (własność brata Jerzego - Krzysztofa Ossolińskiego), ale był bardzo bogato zdobiony, m.in. złotem oraz kryształami i urządzony z wielkim przepychem. Na jego szczycie stały 2 posągi wyobrażające cnotę oraz mądrość. Wnętrze składało się z 22 komnat, 2 dużych sal i kaplicy w baszcie. Za zamkiem utworzono piękne włoskie ogrody. Obronę warowni oprócz bardzo grubych, choć nie wysokich murów, zapewniał głęboki parów dookoła, a zabudowania gospodarcze posiadały ziemne fortyfikacje bastionowe. Miejsce to nie miało szczęścia, już niecały wiek później spis inwentarza dóbr Ossolińskich opisywał zruinowane budynki bez dachu, drzwi i okien. Wojska radzieckie wysadziły zachowaną wieżę jako potencjalny punkt obserwacyjny. A tak Tygodnik Ilustrowany w 1862 roku opisywał stan zachowania zamku: [...] W tym stanie dotrwał w całości zamek w Ossolinie. Wtedy, jak powszechnie utrzymują, ówczesny jego właściciel, zebrawszy całą rodzinę, w jej oczach zburzyć go kazał, z obawy, aby syn, któremuby się majętność dostała, zamieszkawszy wspaniały zamek, nie silił się nad odpowiedni onemu przepych i na sprostanie pod względem okazałości dawnych jego dziedzicom. Z innych znowu źródeł wiadomo, że owo zburzenie nastąpiło celem wynalezienia bogactw, jakie wedle podania ludu miały być rzekomo przez założyciela Ossolińskiego w zamku zamurowane. Nadzieje atoli chciwego właściciela zawiodły, bo jedynie w poszukiwaniu tem wykryto mały srebrny kredens, który jednak spadając po gruzach i skale, w tysiączne rozbił się kawałki. Dziś z części zewnętrznej zamku ostała piękna brama wjazdowa z mostem na murowanej arkadzie położonym, a w samej części mieszkalnej ściana z okrągłą basztą, wewnętrzne zaś ściany mocno są poniszczone. Cała budowla, jak się przekonać można z rysunku u teraźniejszego właściciela Ossolina przechowywanego, miała styl włoski, dach był zakryty, a ściany, które go zasłaniały, były ozdobione zwykłemi tego rodzaju budowom blaszkami w kształcie wieżyczek spiczasto zakończonych. Nad głównemi drzwiami, na marmurowej tablicy, wyryty jest napis [...] dziś już zupełnie nieczytelny. Poza zamkiem rozciągał się piękny włoski ogród, z którego kilkanaście tylko drzew pozostało, reszta obrócona w łąkę. W ogóle ruina ta, aczkolwiek stosunkowo mała, jest dosyć charakterystyczną i o całości zamku jeszcze dobre daje wyobrażenie. Położenie jest wspaniałe.
W lipcu 1888 r. podczas wyprawy konnej do ruin zamku zawitał Stefan Żeromski. Towarzyszył mu Józef Saski, z którym przyjechał z Kurozwęk. Tak opisał to w swoim dzienniku: "Konie... parskają dzielnie, wdzierając się pod górę ku ruinom.... Głębokie fosy zarosłe wielkim zielskiem, idą za wałami, szukając dawno umarłych panów w kontuszach... Wjeżdżamy pod olbrzymią arkadę... w państwo umarłych pokoleń... Po szczytach murów...W strzelnicach baszt - włóczy się duch przeszłości i śpiewa tajemniczą pieśń rycerską, od głosów której boli serce".
Ten duch przeszłości, to legendarny Czerwony panek, a to od koloru surdutu i czapki w jakich jest widywany. Czapkę tą wypychają dwa zgrubienia, bo nie kto inny to, jak sam diabeł, który za dnia kryje się w piwnicach zamku, a nocą wyjeżdża na swym czerwonym koniu i galopuje po wąskiej arkadzie mostu. Biada temu, kto go spotka albowiem czeka go wtedy nieuchronne nieszczęście. Podobnież nieszczęśnikiem, któremu taki los się przytrafił był jeden z właścicieli ossolińskich ruin – Wojciech Szlęk, którego karoca rozbiła się na drzewie, on sam poniósł śmierć. Mówiło się również, że chwilę przed zdarzeniem na karocę miał sfrunąć ogromny czarny ptak. Na miejscu wypadku rodzina postawiła pomnik w formie krzyża z wyrzeźbionym ptakiem, którego głowę z czasem utrącono by ptaszysko więcej zguby nie przynosiło.
Ruiny zamku zostały wpisane do rejestru zabytków nieruchomych w 1977 roku.
Dla nas to jeszcze nie koniec histori o zamkach i zjawach, jedziemy dalej z kolejnym miejsce docelowe jakim jest Tudorów. Pod samą ruinę nie udaje nam się znaleźć drogi, jednak z pobliskiego pagórka coś widać, a nam realnie zaczyna brakować czasu więc nie szukamy.
Z zamku zachowała się wysoka na 20 m wieża oraz nikłe resztki mostu zwodzonego. Wieża miała charakter zarówno mieszkalny jak i obronny, o czym świadczą otwory strzelnicze oraz grube mury. Zamek prawdopodobnie został wybudowany w XIV wieku z inicjatywy rycerza Pełki herbu Janina. Zamek tak często zmieniał właścicieli, że trudno ich wszystkich wymienić. Obecnie należy do rzeźbiarza Gustawa Hadyny, a w planach jest odremontowanie terenu.
Według legendy pierwszym właścicielem zamku i inicjatorem jego budowy był Jan Tudor angielskiego rodu uwięziony na tych ziemiach. Gdy los nierozerwalnie związał go z tymi terenami postanowił poślubić córkę kasztelana i wybudować twierdzę na samotnej skale, co też uczynił w miejscu, o którym mowa.
Ruiny zamku zostały wpisane do rejestru zabytków nieruchomych w 1984 roku.
I tak kończymy przygodę z twierdzami Ziemi Świętokrzyskiej i udajemy się już prosto do celu, którym jest Rybnica – niewielka miejscowość na Roztoczu środkowym. Po drodze zatrzymujemy się w Janowie Lubelskim na krótkie zakupy i odwiedziny bankomatu, siłą rzeczy krótki rzut oka na centrum i jakiś kościół w tle. Hm... może warto kiedyś tu zajrzeć. Ale na pewno już nie teraz. A na miejscu mamy do indywidualnej dyspozycji pół domku z wyjściem na pagórek, u stóp którego wije się strumyczek. Błogie miejsce, warte swej ceny. Lepiej trafić nie mogliśmy, do tego z psicą problemu nie było, spokojnie mogła z nami nocować. I tak po wyczerpującym, ale fascynującym dniu udajemy się spać, bo przecież kolejny dzień pełen atrakcji czeka już za rogiem.
link do naszej poprzedniej wycieczki między innymi po Szydłowie, gdzie mamy więcej zdjęć zamku, bramy i kościoła Wszystkich Świętych
https://www.polskieszlaki.pl/wycieczki/relacja,12074,magiczne-roztocze-z-historia-w-tle-ii-dzien-perla-renesansu-i-polskie-carcassonne-czyli-zamosc-i-szydlow.html