Zielona Góra i Bachusiki a na koniec Skansen
Przejeżdżając w Lubuskiem z jednego noclegu w Łagowie do drugiego w Olszynie zostawiliśmy sobie cały dzień tylko na Zieloną Górę - największe odwiedzane przez nas miasto. Jejku, tego czasu zawsze mało, odpuściliśmy Nową Sól i Kożuchów, mimo, że mi zależało, a i tak prawie brakło czasu na cudną Zieloną Górę!
Zaczęliśmy od Ogrodu Botanicznego i Zagrody Bajkowej, to bardzo fajne zakątki dla małych i dużych, za bardzo niewielkie pieniążki. Jak dobrze że takie miejsca powstają, głównie dla mieszkańców, bo to oni na codzień mogą korzystać z ich dobrodziejstw nie rujnując portfela, a jednak wspaniale sie z dziećmi spaceruje po takiej zadbanej i atrakcyjnej przestrzeni. Ja jestem z tych mam, co wolą z dziećmi w terenie być i na żywo pokazywać zwierzątka, rośliny, zamki itd, niż dawać do prywatnych przedszkoli, żeby to wszystko moim dzieciom pokazali w książeczkach czy w jaki tam inny sposób. Więc takie miejsca bardzo popieram, polecam, doceniam i oby jak najwięcej włodarzy myślało w ten sposób! Ogród Botaniczny to miejsce kolorowe, pełne roślin i kwitnących kwiatów, z domkami dla pszczół, z opisami rośli wybranych, więc edukacyjne, ale też z leżakami i zabawami dla dzieci. W Bajkowej Zagrodzie jest jeszcze bardziej kolorowo, tutaj prócz plastikowych postaci z bajek żyją prawdziwe zwierzątka w zagrodach, które można karmić. Amelka uwielbia zwierzątka od maleńkości, zresztą starsze dziewczyny również. Z tą różnicą, że Nala jako roczniak w Zoo rozglądała się za dziurami w asfalcie, a Amelia juz jako pólroczniak była bardzo zainteresowana żywymi istotami i jak tylko wózek odjeżdża od zwierzątek to jest płacz. Ale jedno nam utkwiło z Bajkowej Zagrody najbardziej, tam można kupowac pokarm w tych kulkach plastikowych przekręcanych i gdy przy krolikach przekręciły dziewczyny ten kluczyk po kulkę, a króliki może nie uchodzą za jakieś super inteligentne zwierzaki, to one biegiem pobiegły wszystkie do rurki, którą spadało do nich to nasze jedzonko 🙂 Niesamowite! Nie muszę mówić, jaką dziewczyny miały frajdę, jak się te puchate kulki z uszami kłębiły wokół tej jednej rureczki 🙂 No i już nam tu zeszło dużo czasu...
Starówka Zielonej Góry jest piękna, bardzo mi się to miasto spodobało, a żeby spokojnie pochodzić, jeszcze w domu wydrukowałam dziewczynom z netu mapkę z Bachusikami, żeby miały zajęcie i motyw do chodzenia 🙂 Idealnie się to sprawdziło, a że Bachusików jest sporo, bo to takie małe zazwyczaj figurki, to mielismy wszyscy frajde co chwilę. Ja kolegę fotografa spotkałam nawet 🙂
Potem pomaszerowalismy na Winne Wzgórze do Palmiarni, trwało to dość długo, bo prowadzą tam schody przez parczek, a my z wózkiem, więc Łukasz jeżdził po podjazdach, ale postanowili chyba z tego zrobić atrakcję turystyczną, bo podjazdy były krótkie i co chwila w innym miejscu, także się nachodzilismy sporo 🙂 Na górze zdjęcia z napisem Zielona, o którym tu niedawno pisaliśmy na Forum. A w Palmiarni teraz jest restauracja zaaranżowana w scenerii palmiarni, ciekawe miejsce z tarasem widokowym. Pochodziliśmy i na dół. do centrum. do samochodu. I tutaj okazuje się że jest tak "późno", że mój upragniony Skansen już się zamyka. Myslę, że po prostu za wcześnie się zamyka, bo tak późno to jeszcze nie jest. Więc jedziemy pod pałac Przytok, który chcial zobaczyć Łukasz, bo Skansen i tak zrobimy tylko z zewnątrz. I gdy po pałacu podjechaliśmy do Ochli, wielka radość 🙂 Skasen niby zamknięty, ale otwarty, nikogo nie ma w kasie, więc ruszamy w teren między chałupy. Nala wystraszona jak zawsze gdy coś robimy, nazwijmy to na wyrost "niezgodnie z prawem" 🙂 Nie chce iść z nami, bo nie wolno bo nie zapłaciliśmy. No więc tłumaczymy, że jak nas ktoś upomni to zapłacimy, a teraz nie ma komu zapłacić, a mi zależy, że Policji raczej nie wezwą 😉 Idzie cała sztywna do momentu, aż spotykamy miłego Pana z kasy, że jeszcze możemy chodzić, nie ma problemu. No więc przechodzimy dość spiesznie dość duży skansen, nawet zagladając do wnętrz. Fajnie, że sie udało 🙂