Kościerskie Stolemy
W Kościerzynie byliśmy już nie jeden raz, ale tym razem pojechaliśmy na poszukiwania Stolemów. Ma Wrocław swoje krasnale, Gdańsk ma Heweliony, a w Kościerzynie od zeszłego roku stoją figurki Stolemów czyli legendarnych kaszubskich siłaczy. Mało ich, zaledwie sześć, a od niedawna doszła Mëmka czyli matka kościerskich Stolemów. Od niej właśnie zaczęliśmy naszą wędrówkę. Jej figurka stoi przy schodach prowadzących do Starostwa Powiatowego. Tuż obok jest ładny choć niewielki amfiteatr. Jako, że Kościerzyna to niewielkie miasteczko, następny Stolem – Kinos – stał kawałeczek dalej, przy kinie Remus. Stąd przeszliśmy do Starego Browaru. Obecnie mieści się tam galeria handlowa i hotel. Stolem Antałek stoi sobie przy jednym z wejść. Obfociliśmy go, choć nie było to łatwe, bo wokół stały reklamy tego i owego. Chciałam je przesunąć, ale okazało się, że są przyczepione łańcuchem do ściany.
Ponieważ zjedzone rano w domu śniadanie okazało się bardzo daleką przeszłością, najważniejsze okazało się zdobycie pożywienia. A ponieważ następny Stolem – Piekôrz – stał przy piekarni, to zaopatrzyliśmy się tam w ogromne buły z serem, jajkami, sałatą i inną zieleniną. Zjedliśmy je siedząc przy fontannie na Rynku. Potem z pełnymi brzuszkami zrobiliśmy zdjęcie Akordiuszowi. Ten Stolem stoi przy rynku obok wejścia do Muzeum Ziemi Kościerskiej, gdzie na parterze mieści się Muzeum Akordeonu – instrumentu bardzo popularnego na Kaszubach.
Przed dalszym poszukiwaniem Stolemów i zwiedzaniem miasteczka konieczne okazało się doładowanie w postaci kawy. Wypiliśmy ją w cieniu kasztanowców w niedalekiej pierogarni. Stąd mieliśmy niedaleko do Stulatka, Stolema upamiętniającego setną rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości.
No i nadszedł moment, jak w każdej wycieczce, na relaks na łonie przyrody. Do Jeziora Gałęźnego mieliśmy niecałe dwa kilometry, nie było się nad czym zastanawiać. Drugie z kościerskich jezior – Kapliczne – zostawiliśmy sobie na koniec, bo jest położone niedaleko stacji PKP. Zaopatrzyliśmy się w napoje i po półgodzinnym spacerze byliśmy na plaży kąpieliska miejskiego. Miejsce zadbane, ratownik, bezpłatna nauka pływania, pomosty, toalety. A ludzi nie tak znowu wiele biorąc pod uwagę środek wakacji. Nie kąpiele nam jednak były w głowie. Przeszliśmy się ścieżką przy jeziorze. Ładnie położone, wokół las, chociaż z jednej strony tuż, tuż są tory kolejowe. Kursuje tędy pociąg z Gdyni, to trasa, którą tu przyjechaliśmy.
Wróciliśmy do miasta, został nam jeszcze do odnalezienia ostatni Stolem Olejak, stojący przy Muzeum Kolejnictwa. Przedtem jednak przydałoby się zjeść obiadek. Jednak w naszym ulubionym barze przy rynku nie było dużego wyboru, za to mnóstwo ludzi. Zdecydowaliśmy się na lody zamiast obiadu. Rozleniwieni i zmęczeni upałem nie mieliśmy już siły ani ochoty na spotkanie z ostatnim Stolemem, trudno, kompletu nie będzie. Poszliśmy nad Jezioro Kapliczne, siedliśmy w cieniu na trawie i oddaliśmy się kontemplowaniu przyrody. A potem na stację, w pociąg i do domciu.
Koniec, kropka.