Samotnie na wolińskiej wyspie – V dzień – Międzywodzie
To już piąty dzień i tym razem dość leniwy, częściowo, bo tak, częściowo z powodu nadwyrężenia oka, które przed wyjazdem przechodziło infekcję. Rano czerwona niespodzianka przed lustrem, dlatego, żeby nie obciążać, ale dać dojść do normy, po wykupieniu kropelek łagodzących, wybieram się tylko na krótki spacer po międzywodzkiej plaży. Krótki ponieważ na miejscu jestem po 13, a kończę wyprawę już o 15 – oko jednak boli, nawet po kropelkach ; ) a słońce znów nieubłaganie świeci.
W tym rejonie plaża jest zdecydowanie bardziej wyludniona niż w Międzyzdrojach, a pogoda tego dnia i światło słoneczne nadają wyjątkowej aury, co próbowałam ująć na zdjęciach i mam nadzieję, że również innym uda się dostrzec te refleksy. Mijam pojedyncze muszelki wyrzucone na brzeg, dreptające spokojnie mewy, samotną roślinkę,
a nawet nie lada zamczysko wzniesione u brzegu bijących fal.
Pojedyncze grupki wylegujące się na kocach z dziećmi i psami, które gonią za kijami. Nastrój podobny do panującego klimatu: błogi, leniwy, sielski.
A Międzywodzie? Cóż – typowa miejscowość letniskowa: nie ma zabytków, jakieś sklepy, jakieś bary i kawiarnie i oczywiście wszędzie domki letniskowe i kwatery oraz 600-metrowa kąpieliskowa linia brzegowa miejscami strzeżona przez ratowników TOPR. Wszystko zaczęło się od 1974 roku kiedy to miasto otrzymało status miejscowości spełniające warunki do lecznictwa uzdrowiskowego.
Jak można się spodziewać wieczorem znów dreptam na plażę i nie, nie znudziło mi się to – piękne widoki nigdy mi się nie nudzą, zresztą przecież po to tutaj przyjechałam... więc nie na miejscu byłoby siedzenie na kwaterze gdy tam tak pięknie kończy się dzień.