Żarki i Złoty Potok od kuchni
Próbując opisać kolejny dzień urlopu, doszłam do wniosku, że cokolwiek wymyślę i tak będzie o jedzeniu. Wygląda na to, że zachęceni pieczonkami, mamy ochotę spróbować innych regionalnych potraw.
W Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej w Żarkach trwają uroczystości odpustowe. Podczas niedzielnej Mszy Świętej dokładnie pod tym samym drzewem, pod którym tydzień wcześniej chowaliśmy się przed upałem, tym razem chowamy się od deszczu. To najlepiej pokazuje jak bardzo zmieniła się pogoda. Na rozgrzanie zmarzniętych pielgrzymów paulini posługujący w Leśniowie „nawarzyli bigosu” i to bardzo smacznego, co osobiście sprawdzamy.
Prawdziwy wiejski odpust ma też świecki wymiar, który objawia się mnóstwem straganów, odpustowych drobiazgów, chińszczyzny, tandety, ale też regionalnych przysmaków. Wśród nich na uwagę zasługuje tradycyjny chleb gryczany zwany tatarczuchem. Przejście z dziećmi wśród straganów do łatwych nie należy. Osobiście wolę długą wycieczkę w gęstym lesie. Ale cóż, na urlopie ilość „dni dziecka” może nieoczekiwanie wzrosnąć.
Gdy po uzyskaniu kompromisu udaje nam się przedrzeć środkiem ulicy do samochodu, jedziemy do Złotego Potoku. Dokładnie do pstrągarni, którą ostatnio ominęliśmy idąc żółtym szlakiem. Najpierw oglądamy ryby pływające w stawach. Następnie smażony pstrąg ląduje na talerzu. Jeśli mam być szczera, to bardziej smakował mi ten, którego jadłam przy stawie Amerykan niż tu w smażalni przy pstrągarni.
Popołudnie spędzamy w agroturystyce z alpakami, bo pogoda zbyt niepewna na dłuższą wycieczkę. (zdjęcia alpak pochodzą z różnych dni urlopu, tylko zebrałam je tematycznie w jedno miejsce)