Mirów i Bobolice - dwa zamki dwóch braci w dwa dni
Po długiej i męczącej wycieczce do Częstochowy obiecałam dzieciom dzień wypoczynkowy. Tylko, że ja na urlopie nie potrafię siedzieć w miejscu. Po wyspaniu się i zjedzeniu śniadania stwierdzam, że idę do Mirowa na lody. To niecałe 3 km. Kto chce – może iść ze mną, a kto nie chce – nie musi, bo obietnica dnia wypoczynkowego jest aktualna. Ostatecznie ¾ rodziny wyrusza „na lody”. Idziemy najkrótszą drogą – asfaltową, ale mało uczęszczaną.
W Mirowie oprócz zapowiedzianych lodów jest jeszcze zamek… tak przy okazji. Podchodzimy pod mury, ale na dziedziniec nie da się wejść, bo jest akurat w remoncie. Wracamy częściowo inną drogą tzn. kawałek czerwonym Szlakiem orlich gniazd, a następnie niebieskim Szlakiem warowni jurajskich. Wychodzi trochę dłużej, ale ciekawiej.
Wieczorem, dzięki dobrej podpowiedzi gospodarzy, idziemy na punkt widokowy przy skale z krzyżem w Łutowcu. Sama nigdy bym nie pomyślała, że w ogóle da się tam wejść nie wspinając się po skale, nie wspominając o tym, że nie wiedziałabym którędy (brak oznaczeń). Tymczasem widok, który ukazuje się naszym oczom zapiera dech w piersi. Widać jak na dłoni oba zamki – Mirów i Bobolice i całe Skały Mirowskie między nimi, a na horyzoncie Górę Zborów.
Następnego dnia już w komplecie idziemy do Bobolic. Oczywiście Mirów jest po drodze, więc mam małą powtórkę z rozrywki. Tym razem przy zamku w Mirowie zwracam uwagę na widoczną stąd Strażnicę Łutowiec i skałę z krzyżem (skąd poprzedniego dnia oglądałam zamek).
Dalej poruszamy się grzbietem Skał Mirowskich. O ile na płaskim asfalcie ciągle było „na barana”, to na kamieniach i nierównościach małe nóżki drepczą bez problemu, a nawet podskakują i przeskakują kamienie – jest po prostu ciekawiej.
W Bobolicach zwiedzamy z przewodnikiem odbudowany zamek. Poznajemy legendę o dwóch braciach – właścicielach bliźniaczych zamków, którzy żyli w zgodzie i sprawiedliwie dzielili się łupami do czasu, gdy jeden z nich wśród zdobyczy z wyprawy przywiózł piękną kobietę. Została ona żoną jednego z braci, ale kochanką drugiego, a to nie mogło się dobrze skończyć… Z Bobolic do Łutowca wracamy tą samą drogą.
Na Mirów i Bobolice nie potrzeba tak naprawdę dwóch dni. Jednak nie narzekam na taki obrót sprawy. Przy idealnej pogodzie mogę nacieszyć się Jurą w jej najpiękniejszej wersji, czyli zamkami, skałkami i widokami. Właściwie mogłabym tu spędzić jeszcze więcej czasu, gdyby nie inne miejsca, które też na mnie czekają.