Koczy Zamek

Ot, góra jakich wiele wokół mnie. Nie za duża i nie za mała. Na rowerze zdobyta już parę razy, ale z mężem pierwszy raz i do tego bez dzieci:-)
Doskonały punkt widokowy na pobliskie góry, a przy dobrej pogodzie widać Tatry.

I najważniejsze na trasie Pętli Beskidzkiej i jakby się uparł, to by doszedł nawet na Baranią Górę.
Dotarliśmy na rowerach od strony Zwardonia, nieźle zmachani ;-)...ale warto było!
Na szczycie jest metalowy krzyż w hołdzie żołnierzom i harcerzom z okresu II wojny światowej.
Niedaleko szczytu jest nieczynny kamieniołom, właściwie dziura po nim.
Opowiedziałam mężowi legendę, że stał tu kiedyś zamek węgierskiego grafa Kosci (stąd nazwa), który ożenił się z góralką z Koniakowa.
Jak to w legendach przeważnie bywa, ojciec grafa nie był zachwycony ożenkiem syna, więc kazał żonę jego zabić.
Młody graf ponoć zabił ojca, spalił zamek z rozpaczy i zniknął.
Czasem słychać jakieś jęki i płacze...może to duchy....
Nie słyszeliśmy żadnego.
Pogoda dopisała