Tatry 2018_Dolina Gąsienicowa_Granaty_5 Stawów_Szpiglasowa Przełęcz_Morskie Oko_Kościelec i Doliny Małej Łąki z Strążyską

Marzył mi się od dawna powrót na naszą Orlą Perć i do Doliny 5 Stawów, NAJ dla mnie rejonów Tatr. Każdy ma swoje ulubione miejsca w które wraca, ja mam właśnie te.
Do Zakopanego jechaliśmy z kolegą autem, on prowadził, więc miałem czas analizować raczej kiepskie prognozy pogody, snuć myśli o tym co znów zobaczę i czego nie zobaczę (znów Wysokiej niestety). Żeby było dobrze, warunkiem koniecznym (jak w precyzyjnej naukowo matematyce) jest przyjazd w góry, warunkiem wystarczającym dobra pogoda. Reszta to prosty samograj.

Pierwszy nocleg po przyjeździe na Antałówce w Zakopanem, a później miała być Dolina 5 Stawów. Plany się zweryfikowały dość szybko o czym zaraz skrzętnie napiszę. To ruszamy.
2018.09.07 Kuźnice - Boczań - Hala Gąsienicowa - Czarny Staw Gąsienicowy - Skrajny Granat (2225 m.n.p.m.) - Pośredni Granat (2234 m.n.p.m.) - Zadni Granat (2240 m.n.p.m.)- Kozi Wierch - Dolina 5 Stawów

Jakoś trzeba dojść na Halę Gąsienicową, a ze względu iż są tylko 2 najdogodniejsze szlaki z Kuźnic, to po raz n-ty do n-tej wybór padł na Boczań. Spieszymy się do Czarnego Stawu nad którym sobie trochę posiedzimy, ale nie mógłbym przejść obojętnie obok widoków z górnej części Boczania, momentu kiedy odsłania się widok na Halę Gąsienicową, krajobrazu z okolic Betlejemki z dominującym akcentem jakim jest Kościelec (nasz mały Matterhorn). Także przyroda zmieniająca się piętrami wraz z zdobywaniem wysokości cieszy oczy.
Ten odcinek szlaku jest bardzo popularny. Dlatego począwszy od kolejki do zakupu biletu do parku, przez wężyk ludzi idących Boczaniem, gwarne okolice schroniska na Hali, aż po oblężony próg Czarnego Stawu jesteś częścią ludzkiego strumienia. W górach tradycją jest powitanie się na szlaku z mijanymi turystami, niestety w niektórych popularnych miejscach Tatr straciło to jakikolwiek sens. To tylko drobnostka, góry i tak wszystko wynagradzają z nawiązką.



Wchodząc na Granaty i dalej cieszę się tak rzadkim już kontaktem z skałą. W tej pięknej dzikości otoczenia, gdy... csss, każdy ma swoją mistykę. Czasem zadaję sobie pytanie, czy góry mogłyby być bardziej moim życiem, niż odskocznią jak teraz i chyba odpowiedź jest oczywista i widoczna jak na dłoni. Miałem więcej niż mnóstwo okazji, żeby tak się stało, a ponieważ dalej tylko tak czasem łazikuję to nie ma jednak o czym dyskutować.
Chmury dyktują dziś warunki, momentami coś się odsłoni, to znów zaciągnie. Surowym szczytom Orlej Perci dodaje to tajemniczej aury. Zamrugają z dołu oczka stawów, odsłoni się przestrzeń jak w wielkim amfiteatrze. Staję wtedy pod niezmiennym wrażeniem monumentalności obrazów.

Prosty przykład jak to jest z pogodą w górach. Dochodząc do Koziego Wierchu zdecydowaliśmy za moją nieopatrzną sugestią nie wchodzić na zachmurzony szczyt tylko zejść czarnym szlakiem od razu do 5 Stawów (w planach mieliśmy jeszcze 2 razy odwiedzić go na tym wyjeździe). Po 30 minutach było już całkowicie po chmurach i plułem sobie w brodę, a nawet nie śniłem że okazji wejścia na ten widokowy szczyt już nie będzie w tym roku.
Sprzęt jest ważny. Patrzeniu na gwiazdy pod niebem w górach nie powinno towarzyszyć telepanie. Na śpiworze jest: strefa komfortu +5 do +10 stopni. Leżałem bezpośrednio na kamieniach bez karimaty (bo tej optymistycznie nie zabrałem), ale ubrany byłem w spodnie, skarpety, koszulkę i polar. Dodatkowo śpiwór przykryłem pałatką, a i tak momentami potrząsały dreszcze. Rano to co wystawało spod pałatki mokre, ale noc przetrwaliśmy i dobrze że nie padało, w i przy schronisku nie byłoby po prostu gdzie się wcisnąć, nawet pod okapami. A temperatura miała być ok. 7 stopni. Wiadomo było że w 5-ce będzie mnóstwo miłośników gór, z roku na rok wydaje się, że więcej się nie da, a jednak coraz więcej chętnych. Rezerwacje miejsc trzeba by robić na co najmniej kilka miesięcy do przodu i pogodzić się z dzikim tłumem. Ewentualnie latem to tylko mniej uczęszczane miejsca trzeba wybierać.

12,6 km, czas w naszym wydaniu ok. 10 h, 1560 m w górę, 913 m w dół. W tym szlaku jest wszystko co potrzeba żeby pokochać lub znienawidzić Tatry. Są tatrzańskie lasy, widokowe grzbiety, doliny zachwycające wrażliwe oczy, piękne stawy w górach, chodniki kamienne, długie strome podejścia po głazach i momenty dla tych którzy lubią dotknąć skały. Może niezbyt długi, ale urozmaicony, wymagający i piękny kawałek trasy.



2018.09.08 Dolina 5 Stawów - Szpiglasowa Przeł. - Szpiglasowy Wierch (2172 m.n.p.m.) - Szpiglasowa Przełęcz - Morskie Oko - Palenica Białczańska

Rano zajrzeliśmy do schroniska na śniadanko i żeby przekonać się czy nie byłoby szans załapać się na nocleg, albo chociaż pozostawić zbędne rzeczy. To co zobaczyliśmy odebrało nam chęci na pozostanie tutaj, kolejna noc pod chmurką też byłaby nie za bardzo. Przy jedzeniu powstał plan "na trzy". Przejście wzdłuż doliny i przez Szpiglasową na Morskie Oko, a dalej to już bolesny asfalt do Palenicy i Zakopane.
Bardzo fajnie się szło, Dolina 5 Stawów niezmiennie mnie urzeka. Po niecałych 3 godzinach marszu, na Szpiglasowym Wierchu zrobiliśmy trochę fotek, zjedliśmy co było dobrego do zjedzenia i Ceprostradą (tak uroczo nazywa się ten szlak i idąc tym wygodnym szerokim kamiennym chodnikiem trudno się nie zgodzić z tą nazwą) ruszyliśmy w stronę Morskiego Oka. Chmury sporo zasłaniały, ale czasem odsłaniały prezentującego się bardzo elegancko Mnicha i widoki na Czarny Staw i Morskie Oko

Okolice schroniska nad Morskim Okiem i asfalt dojściowy to o tej porze wyłącznie konieczne zło, uciekaliśmy jak najprędzej. Żeby nam jeszcze bardziej dopiec z nieba lał deszcz, naprawdę konkretnie i to aż do samej Palenicy. Cała ta rzeka ludzka płynęła wraz z wodą w dół. Przygnębiające doświadczenie.



16,3 km, czas ok. 7,5 h, 726 m w górę, 1414 m w dół. Szlak z 5-ki przez Szpiglasową Przełęcz do Morskiego Oka polecam każdemu, dłuższy, ale wizualnie ładniejszy od tego przez Świstówkę Roztocką. Widoki nam mocno ograniczały kapryśne chmury, czasem tylko coś odsłaniające, ale i tak pięknie było.

2018.09.09 Kuźnice - Dol. Jaworzynki - Hala Gąsienicowa - Czarny Staw Gąsienicowy - Mały Kościelec - Przeł. Karb - Kościelec (2155 m.n.p.m.) - Przeł. Karb - Zielony Staw Gąsienicowy - Boczań - Kuźnice

Dla odmiany na Halę poszliśmy Doliną Jaworzynki. Płasko początkowo, a później stromo w górę. Ładna polana z szałasami, wyżej parę punktów widokowych na kolejnych zakosach szlaku.
Wejście do amfiteatru Hali Gąsienicowej, znów Czarny Staw i podejście na Mały Kościelec. Wizualnie to uczta. Z Karbu na szczyt nie jest już daleko, niecała godzina dosyć stromego podejścia. Teraz sprawne poruszanie utrudniały zatory w niektórych miejscach. Parę miejsc można było obejść. Ogólnie nie jest to może jakiś trudny szlak, ale aura może bardzo tą trudność zwiększyć. Jak nie ma chmur czuje się też dookoła przestrzeń, mimo że przepaściście na szlaku nie jest.



Na wierzchołku Kościelca spędziłem chyba z 1,5 h. Na początku tłum wielki, wreszcie zostałem tylko ja (Grześ uciekł przed chłodem). Sam zwątpiłem że się poszczęści, zacząłem już nawet schodzić jak wreszcie odsłoniły się krajobrazy, warto było czekać, aż się wróciłem z powrotem na szczyt.

16,4 km, czas ok. 10 h, 1379 m w górę, 1379 m w dół. Super góra, wygląda rewelacyjnie z Hali i Małego Kościelca. Kapitalne są też panoramy z szczytu i wejście do banalnych też nie należy. Udany dzień, nie żałowałem jakoś za bardzo zmiany planów.

2018.09.10 Gronik - Wielka Polana Małołącka - Przeł. w Grzybowcu - Dolina Strążyska - Droga Pod Reglami - Zakopane
Leniuszek zalazł za skórę i już się tak nie chciało na Czerwone Wierchy, ani tym bardziej na Giewont. Przetłumaczyliśmy sobie wygodnie, że zrobimy coś delikatnego i nie ściorawszy się pojedziemy spokojnie autem. Ostatecznie poszliśmy przez Dolinę Małej Łąki do przełęczy w Grzybowcu, później do Doliny Strążyskiej na wymoczenie nóżek i wizytę pod Siklawicą. Skończyliśmy spacerem Drogą Pod Reglami do Zakopanego pod Krokwiami.



Wymoczenie nóg w zimnym górskim strumieniu jest do bólu orzeźwiające. Dla mnie regenerujące i odświerzające na dłuższy czas. Polecam, jak nie dla kurażu, to chociażby żeby sobie leniwie trochę posiedzieć w pięknych okolicznościach przyrody.
Bardzo fajny relaksujący dzień, leniuszek z szerokim uśmiechem grał nam na nosie, bo poprawiała się znacząco pogoda.

10,5 km, czas ok. 4,5 h, 561 m w górę, 589 m w dół. Spacerowo w zasadzie, pomijając podejście i zejście z Grzybowca. Tatry pożegnały nas uspokajającą zielenią i szumem strumienia. To już?

Spotkania ze zwierzyną znów były: kozica na Kozim Wierchu (a co ;-), podeszła prawie do ręki, bez lęku, widać że nie są płoszone), świstak w Dolince za Mnichem (pierwszy raz widziałem świstaka na żywo, słychać było ich gwizdy i chyba z 10 min. wypatrywaliśmy zanim jednego zobaczyliśmy) i misiek na Hali Gąsienicowej spokojnie sobie wcinający jagody.



Jak każdy wyjazd w Tatry był dla mnie mieszaniną emocji pozwalającą zresetować nieco umysł i wizualną ucztą. Co wyjazd to zaraz powstaje pytanie - kiedy znów?