Wycieczka na Mazowsze - dzień 1. Tum, Piątek, Walewice, Łowicz.

Na Mazowsze wyruszyliśmy autostradą na Łódź.
Nie jechaliśmy jednak przez to miasto, bo z autostrady zjechaliśmy sporo wcześniej, gdyż naszym pierwszym punktem pod drodze do miejsca docelowego był Tum i romańska katedra w tej miejscowości. Katedra robi wrażenie, zarówno na zewnątrz, jak i w środku. Gdzie nie spojrzysz, tam historia, tam zabytek, tam robiący wrażenie obiekt. W środku pustki, zero ludzi, tylko my i sącząca się gdzieś z jakichś głośniczków melodia, jakiś chór benedyktyński. Kto lubi takie obiekty sakralne, a nie był w tumskiej kolegiacie, polecam!

Nieopodal archikolegiaty widzimy drewniany kościółek o którym nigdzie nie czytaliśmy przed wyjazdem, w żadnym przewodniku. Poszperałem i dowiedziałem się później, że jest to pochodzący z 1761 roku kościół pw. św. Mikołaja, zbudowany z drewna modrzewiowego w stylu barokowym. Niestety, był zamknięty na cztery spusty, więc nie widzieliśmy nic w środku.
Z Tumu pojechaliśmy do miejscowości Piątek, do której już wielokrotnie się wybieraliśmy jadąc autostradą na południe, ale zawsze coś nam nie pasowało. Teraz przypasowało. Zaparkowaliśmy w samym centrum, przy Rynku, na którym stoi ten charakterystyczny obiekt – pomnik symbolizujący geometryczny środek Polski. Jak wyczytałem w Wikipedii: „Wyznaczony został w miejscu przecięcia się ortodrom przekątniowo łączących wierzchołki opisanego wokół Polski czworokąta złożonego z równoleżników i południków, przechodzących przez najdalej wysunięte punkty terytorium Polski.” I dalej: „Tak wyznaczony środek nie jest środkiem masy figury geometrycznej o kształcie Polski i jest jedynie uznawanym zwyczajowo środkiem umownym. Odpowiada on intuicyjnemu rozumieniu pojęcia środka w przypadku Polski. W przypadku ogólnym podany powyżej sposób określenia położenia środka mógłby dawać rezultaty absurdalne, a nawet nie być możliwy do zastosowania.” No i tyle w temacie.

W Piątku jest kilka miejsc wartych obejrzenia, kilka kościołów czy dzwonnice, ale my nie mieliśmy czasu, więc wsiedliśmy w auto i ruszyliśmy do kolejnego miejsca – do Walewic. W miejscowości tej znajduje się zespół parkowo-pałacowy z XVIII wieku, w którym zamieszkiwała Maria Walewska. Była ona metresą cesarza Napoleona Bonaparte, a w tutejszym pałacu urodził się ich syn - Aleksander Colonna-Walewski, późniejszy ambasador Francji w Wielkiej Brytanii i minister spraw zagranicznych Napoleona III. Pałac w Walewicach, zbudowany został w latach 1773-1783 dla szambelana króla Stanisława Augusta Poniatowskiego – Anastazego Walewskiego. Pałac w stylu klasycystycznym powstał nad rzeką Mrogą. Co do jego wyglądu, to z zewnątrz prezentuje się pięknie, co do wnętrz, to już tak kolorowo nie jest, aczkolwiek warto samemu wyrobić sobie opinię. Jednak ci nasi „sprzymierzeńcy” sporo rzeczy zgrabili, popalili, wywieźli czy zniszczyli. Co widać niestety w tym pałacu, a cena biletu za zwiedzanie jest wg mnie zbyt wygórowana, ale żebym nie wyszedł na jakiegoś dusigrosza, chodzi mi o porównanie cen biletów w innych obiektach, np. w zamku w Oporowie, który zwiedziliśmy w następnym dniu, ale o tym potem.
Po zwiedzeniu wnętrz pałacu, udaliśmy się na krótki spacerek wokół, po parku. Park nieco zaniedbany. Usytuowanie Walewic na mapie żartobliwie określa się, że leżą „między Piątkiem a Sobotą”, co jest prawdą. Bliżej, choć mniejsza, leży stara miejscowość Sobota. W 1966 roku realizowano tu zdjęcia do filmu komediowego „Marysia i Napoleon”, a w 1979 roku do serialu „Rodzina Połanieckich”.



Z Walewic pojechaliśmy już do Łowicza. Parking na Rynku, szybkie zakupy u bardzo sympatycznej pani w budce z pamiątkami, przy okazji zaciągniecie informacji, co, gdzie i jak. Obiad w restauracji „Polonia” na Starym Rynku, potem spacer po okolicznych uliczkach miasteczka (wszędzie te tęczowe barwy, nawet symbol banku to te charakterystyczne kolory łowickie). Doszliśmy do trójkątnego Rynku w Łowiczu. Nie wiem, kto o tym wie, ale jest to jeden z trzech takich zachowanych w pierwotnej formie rynków w Europie – obok Bonn i Paryża! Coś niesamowitego. Tak przy okazji, co i rusz napotykaliśmy masońskie symbole na różnych budynkach – ciekawe dlaczego? Czyżby Łowicz był niegdyś jakimś centrum masonów?
Z Łowicza już dość mocno zmęczeni pojechaliśmy na naszą bazę – na nocleg – którą mieliśmy w Nieborowie, rzut beretem od pałacu. Następnego dnia też czekało nas intensywne zwiedzanie.
