Jaroszowiec i Rabsztyn czyli ostatnia krajtroterska wyprawa w 2017
Przedostatni dzień minionego roku , 30 grudnia postanowiliśmy spędzić w plenerze. Dzień był chłodny lecz słoneczny. Poprószyło nieco śniegiem. Szkoda było siedzieć w domu.
Na Jurze Krakowsko - Częstochowskiej byliśmy chyba tysiące razy ale jest ona tak interesująca, tak malownicza, ze nawet w zimowej aurze zachęca i kusi swą krainą zamków, ostańców i jaskiń. .Wybór padł na Rabsztyn oraz nieodległy Jaroszowiec.
W Jaroszowcu byłam po raz pierwszy bo nigdy nie postrzegałam go turystycznie ….Tym razem chciałam wybrać się do Jaroszowca bo zaciekawiła mnie historii budynku szpitala . Wzniesionego w latach 30-stych XX wieku, pod którego budowę kamień węgielny wmurował w roku 1926 sam Ignacy Mościcki.
Szpital jak na tamte czasy był ogromny. Jeszcze dziś jego kubatura robi wrażenie.
Architektonicznie przedstawia się ciekawie, budynek bowiem jest w kilku miejscach załamany. Jego bryła od strony głównego wejścia przedstawia się jak składana harmonijka. Jak się dowiedziałam ten specyficzny układ architektoniczny zapewnia duże doświetlenie sal.
Szpital powstał bowiem jako sanatorium przeciwgruźlicze dla dzieci. Przed II Wojną Światową choroba ta była niestety dość częsta. Dziś jest to Wojewódzki Szpital Chorób Płuc i Rehabilitacji. Położony samotnie w sosnowym lesie ,w niedalekim sąsiedztwie Pustyni Błędowskiej. Z dala od miasteczka.
Sam budynek okala piękny park, który nawet pod zimową kołderką prezentuje się interesująco.Toteż pospacerowaliśmy po jego alejkach.
Z Jaroszowca chcieliśmy podjechać na pobliski Rezerwat Pazurek, niestety nawigacja traciła sygnał . Kierowała nas na polne drogi . Zaważywszy na aurę i krótki zimowy dzień odpuściliśmy. Pojechaliśmy na Rabsztyn . Do Rezerwatu Pazurek na pewno powrócimy wiosną lub latem.
Zrewitalizowany częściowo zamek w Rabsztynie, pięknie widać już z drogi prowadzącej od strony Olkusza. Ruiny i ostańce, w bieli śniegu. Piękny krajobraz.
Połaziliśmy oczywiście po okolicy. Poświąteczne spacery, baaardzo wskazane! Oczywiście pod sam zamek również. Historii warowni rabsztyńskiej nie przytaczam bowiem był on opisywany wielokrotnie na PSz (także przeze mnie).
Lubię zamek w Rabsztynie , choć jednak moim numerem 1 na Jurze jest zdecydowanie Ogrodzieniec.
Słonko zaczęło chować się za widnokręgiem , toteż nieco podmarznięci zaczęliśmy kierować się w stronę drewnianej karczmy o nazwie Podzamcze. Tuż przy niej, na parkingu zostawiliśmy auto.
Wstąpiliśmy i do karczmy na kawę. Rozgrzaliśmy się nieco przy ogniu buchającym z kominka. Już po zmroku wróciliśmy do domu.
Staram się wycieczkę wrzucić prawie na „na gorąco” bo pewnie by podzieliła los innych, które nadal czekają.
Jako, że dziś pierwszy dzień Nowego Roku życzę wszystkim Krajtroterom pomyślności i wspaniałych wypraw w 2018 roku 🙂))