Tajemniczy Święty Kamień w Zalewie Wiślanym

Niedaleko od Fromborka, ale jeszcze bliżej od Tolkmicka jest ciekawe miejsce, które postanowiliśmy odkryć tego dnia.
Jedziemy do Tolkmicka, a stamtąd jeszcze kawałek leśną drogą w kierunku leśniczówki Nowy Wiek. Zostawiamy samochód na leśnym parkingu i dalej idziemy pieszo. Wkrótce trafiamy na wydeptaną ścieżkę prowadzącą w stronę Zalewu Wiślanego i skręcamy w nią. Za nadbrzeżnymi zaroślami naszym oczom ukazuje się piękna nadmorska (a może nadzalewowa?) plaża i jeszcze piękniejszy widok na Zalew i Mierzeję Wiślaną. Pomimo chłodnej pogody i kurtek na plecach córcia zdejmuje buty i już brodzi po wodzie, a ja razem a nią, bo przecież trzeba dziecka pilnować. Zbieramy muszelki, których jest wyjątkowo dużo.

Rodzinie się podoba i mogliby tu zostać, ale ja chciałam dotrzeć do Świętego Kamienia Prusów i nie daję za wygraną. Zostawiam dobrze bawiące się dzieci pod opieką tatusia i torami kolei nadzalewowej idę dalej wzdłuż brzegu. Po około półgodzinnym marszu cel zostaje osiągnięty. Dostrzegam wielki głaz narzutowy wystający z wody. Podchodzę i czytam informacje o Świętym Kamieniu umieszczone na brzegu.
Znając już drogę ściągam do siebie resztę rodziny. Dołączają do mnie inną trasą tzn. leśną drogą, którą szliśmy na początku aż do punktu postoju na trasie Green Velo w pobliżu leśniczówki Nowy Wiek, a potem głębokim wąwozem przez las w stronę Zalewu. Na koniec trzeba przeciąć w poprzek tory kolei nadzalewowej i wychodzi się prawie dokładnie na interesujący nas głaz.

Ta trasa jest wygodniejsza i poza ostatnim krótkim fragmentem w wąwozie możliwa do przejechania dziecinnym wózkiem (albo rowerem jakby ktoś potrzebował), ale właściwie nie ma oznaczeń gdzie trzeba skręcić z drogi i w które rozgałęzienie wąwozu wejść. Moi bliscy trafili, bo po prostu wyszłam im na spotkanie i pokazałam drogę. Trasa, którą ja szłam nadaje się raczej dla pieszych turystów, ale przynajmniej ma się pewność, że doprowadzi do świętego kamienia, bo idąc torami raczej trudno się zgubić.
W międzyczasie pogoda poprawia się i kurtki trafiają do plecaka. Podchodzimy do samego kamienia przez wodę sięgającą mi do kolan. Jest cisza i spokój. Dzieci nie zgubią się w tłumie plażowiczów, bo tego dnia nad brzegiem spotkaliśmy jeszcze tylko 2 inne osoby. Szkoda, że trzeba wracać. Teraz idziemy już wszyscy razem.



Wieczorem oczywiście oglądamy zachód słońca we Fromborku.