Sylwester w Tatrach

Bardzo fajny czas spędzony z przyjaciółmi. Wynajęliśmy kilka pokoi w pensjonacie w Poroninie. Chodziliśmy po Tatrach i jeździliśmy na nartach.
31 grudnia 2008.

Pensjonat był nieco obskurny. Stare wyleżane łóżka, wielkie, nieszczelne okna, zmino, wilgoć i mróz przeciskający się do pomieszczeń przez szpary w oknach. Ale wtedy nam to nie przeszkadzało. Byliśmy w sporej grupie i zamierzaliśmy się dobrze bawić. Niektóre osoby dopiero co poznałam i miałam zamiar się zintegrować. Wieczorna impreza była nawet spokojna, a przed północą ruszyliśmy na stok, by tam na nartach przywitać Nowy Rok.
1 stycznia 2009.

Czułam, że zaczyna się wspaniały czas w moim życiu. Miniony rok był przełomowy pod wieloma względami i niestety dość trudny. A teraz zaczynałam nowe w miejscu, które kocham. No i wszystko, co się działo, było takie "pierwszo razowe". Poznałam wspaniałych ludzi ze środowiska wspinaczkowego i wszystko wskazywało na to, że rozpoczynam przygodę życia.
Tego dnia wybraliśmy się do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Pierwszy raz w Tatrach w zimie dla mnie. I pierwszy raz z rakami na nogach. Było bardzo emocjonująco. Drogę do Piątki znałam na pamięć, ale w zimie to zupełnie co innego, niż latem. Nie wychodzi się wzdłuż Siklawy, ale odbija w lewo na czarny szlak. Na dole ubrałam raki z pomocą M. Sama nie miałam pojęcia, jak się je zakłada. Wydawało mi się to wszystko jakieś takie zamotane. Ruszyłam do góry oblodzoną rynną pomagając sobie kijkami. Grupa wspinaczkowa była silna kondycyjnie, więc szybko nas odstawili. Uczyłam się chodzić w rakach tak, żeby nie przedziurawić sobie spodni i butów. Dało radę. Na górze w schronisku coś tam zjedliśmy, coś tam wypiliśmy i kolega postanowił zrobić wycieczkę pt. zwiedzanie pojezierza. Ruszyliśmy przez mostek, a potem w lewo aż do rozstaju szlaków w stronę Przełęczy Koziej i Szpiglasowej. Mgła bardzo ograniczała widoczność, ale nasz niczym nie zrażony kolega zdecydował, że idziemy aż na Gładką Przełęcz. Od razu napiszę, że była wtedy trójka lawinowa, a ów znajomy słynie z nieodpowiedzialności. Jakiś czas później wylądowaliśmy z jego inicjatywy na kajakach i to był najgorszy wyjazd w moim życiu. Na szczęście mój M., jako bardziej doświadczony, stwierdził, że nie ma mowy i wracamy. Schodziliśmy, a w zasadzie zjeżdżaliśmy na tyłkach ową rynną. Nie zjęliśmy raków, więc każdy starał się zachować sporą odległość do osoby zjeżdżającej poniżej. Szybko byliśmy na dole.



2 stycznia 2009.
Cały dzień na nartach w Poroninie. W zasadzie nie ma czego opisywać.

3 stycznia 2009.
Wybraliśmy się tego dnia na krótką wycieczkę do Doliny Białej Wody. W grudniu byłam tam pierwszy raz, ale tego styczniowego wieczoru dolina wyglądała dużo piękniej. Było mroźno i nastrojowo. Doszlismy tylko do szlabanu a potem zatrzymaliśmy się na chwilę, by chłonąć widoki tatrzańskich olbrzymów. Następnie pojechaliśmy do Zakopanego na obiad i łażenie po mieście.

4 stycznia 2009
To ostatni dzień naszego wyjazdu. W trójkę z moim M. i koleżanką poszliśmy do Doliny Lejowej. Była lawinowa czwórka, więc nie zdecydowaliśmy się wychodzić gdziekolwiek wyżej. Dolina była mocno zaśnieżona. My w dwójkę poruszaliśmy się pieszo, a znajoma na skiturach przed nami. Zapadaliśmy się miejscami po kolana, a ona lekko i delikatnie sunęła w białym puchu. Jak ja jej wtedy zazdrościłam tych nart!



Na końcu Doliny wybraliśmy Ścieżkę nad Reglami, by z niej wejść do Doliny Kościeliskiej i dojść do schroniska na Hali Ornak. Tam zabawiliśmy stanowczo za długo. Zejście jak zwykle dłużyło się. Na dole już czekał na nas kolega, który Nowy Rok spędzał w Piątce. Wspólnie poszliśmy coś zjeść, a potem do auta i do domku.
To był chyba najciekawszy z Sylwestrowych wyjazdów. Tatry i narty to coś, co kocham, a tu przez te pięć dni miałam tego w nadmiarze.