Wakacje 2016 - dzień 9 i 10. Skalne Miasto Adrspach, Chełmsko Śląskie, Krzeszów i Jelenia Góra na koniec.

To były dwa ostatni dni tej wycieczki.
W poniedziałek udaliśmy się do naszych południowych sąsiadów, a dokładnie do skalnego miasta Adrspach, leżącego tuż przy naszej granicy. Na parkingu więcej aut z polskimi rejestracjami, niż z czeskimi. Skalne miasto robi ogromne wrażenie już na wejściu, a im dalej, tym piękniej. Nie będę się zbytnio rozpisywał nad oryginalnością, niepowtarzalnością i co tam jeszcze, jeśli chodzi o kształty, uformowania i tak dalej. Pytam tylko – czy to wszystko stworzyła natura? Trasa wśród skał jest tak zaplanowana, że im dalej, tym cudniej, tym więcej zachwytów, a już przejście na samym końcu przez tą szczelinę nazwaną chyba, jak dobrze pamiętam, mysią dziurą, jest niezapomniana. Ale do chorych na klaustrofobię może być nie lada wyzwaniem. Po powrocie do punktu wyjścia, obeszliśmy jeszcze wokół to szmaragdowe jeziorko, które pięknie mieniło się w promieniach słońca. Skalne miasto Adrspach jest zupełnie inne, niż nasze, polskie Skalne miasto w Górach Stołowych, ale je również należy zobaczyć na własne oczy, gdyż stanowi ono niesamowitą atrakcję.

Z Czech, po zrobieniu drobnych zakupów przy granicy (np. czeski browarek na pamiątkę) pojechaliśmy do Krzeszowa, po drodze zahaczając o Chełmsko Śląskie, gdzie najpierw ujrzeliśmy te słynne domy tkaczy, zwane 12 apostołów. W jednym z nich jest jakieś muzeum, ale osoby tam przebywające nie kwapiły się by cokolwiek nam pokazać, opowiedzieć, więc skierowaliśmy się do sąsiada, czyli do pana, który prowadzi tuż obok ni to sklep z pamiątkami, ni to jakąś taką graciarnię, ni to kawiarnię (zwie się Sudecka Lniana Chata). Ale okazał się tak niesamowicie otwartym na turystów człowiekiem, że po godzinie spędzonej na rozmowie, szkoda nam było od niego wychodzić! No, ale czas gonił.
Po spacerze na nieodległym urokliwym ryneczku, wsiedliśmy w auto, by w te pędy pojechać do Krzeszowa. Krzeszów, wiadomo, to dawny cysterski zespół klasztorny, obecnie prowadzony przez siostry benedyktynki. No i muszę Wam powiedzieć, że nie spodziewaliśmy się czegoś takiego. Klasztor, a w szczególności bazylika robi ogromne wrażenie! Nie będę się rozwlekał, bo kto lubi zabytki sakralne, powinien to zobaczyć. Z Krzeszowa, umęczeni, ale zadowoleni, wróciliśmy na bazę, by spędzić tam ostatnią noc.

W dzień ostatni, po spakowaniu, skoczyliśmy jeszcze na chwilę, by pożegnać się z Cieplicami, potem zajechaliśmy jeszcze do centrum, na Starówkę, by odszukać TEN słynny „kamień z Jeleniej Góry”, z „Misia” Barei. I znaleźliśmy go! Potem już w auto, i do domu, gdyż wszędzie dobrze (a zwłaszcza na wakacjach) lecz w domu, wiadomo…