Austria cz. I - Orle Gniazdo w Alpach Bawarskich

Kiedyś moje ślubne szczęście oglądało w telewizji niemiecki program muzyczny. Scenerię stanowiło jezioro o niesamowicie pięknej barwie, położone wśród wysokich gór. Po jeziorze kursował niewielki wycieczkowy statek z roześmianymi turystami. Po prostu sielanka. Mój mąż rzekł w rozmarzeniu: „Och, jak chciałbym tam pojechać”. Na to rzekłam ja: „A cóż stoi na przeszkodzie? Wszak chcieć to móc”. Spojrzał na mnie z politowaniem robiąc na czole wymowny znak… We mnie jednak zaczęło kiełkować postanowienie, żeby udowodnić mojemu ślubnemu, że świat stoi przed nami otworem. No… może nie cały, ale taka Austria na przykład, z przecudnymi Alpami… Że droga? Przecież nie musimy tarzać się w luksusach.
Owym jeziorem, które zainspirowało mnie do ruszenia poza granice kraju było Königssee, położone na terenie Niemiec, tuż przy granicy z Austrią.

Tak zaczęła się nasza krótka przygoda z tym krajem. Spędziliśmy w Austrii dziesięć dni. Mieszkaliśmy na kempingach, pod namiotem. Opiszę wyprawę od strony organizacyjnej innym razem, teraz chciałabym polecić wspaniałe miejsce do odwiedzenia, a mianowicie Orle Gniazdo. Jest to położona w Alpach Bawarskich, a wybudowana w 1938 roku Herbaciarnia, stanowiąca część kompleksu rezydencji Hitlera, Berghof. Pojechaliśmy tam z kempingu Aigen w Salzburgu. Dojazd do Obersalzbergu, skąd kursują specjalne autobusy na szczyt, nie zajął nam więcej niż pół godziny. Na miejscu okazało się, że „złota winda”, którą pokonuje się ostatni odcinek jest chwilowo nieczynna, obniżono nam zatem cenę biletów i ruszyliśmy 6,5 kilometrowymi serpentynami w górę. Droga została specjalnie wybudowana razem z Herbaciarnią i całość powstała w rekordowym tempie trzynastu miesięcy. Jest to wąska, bo mająca 4,5 m szerokości trasa, wykuta w zboczu góry. Kursują po niej wahadłowo autobusy dowożące turystów do parkingu, skąd na szczyt Kehlstein (1834 m) prowadzi wykuty w skale tunel i dalej szyb ze słynną złotą windą Hitlera. Przeżycia i widoki z trasy niezapomniane. I jeszcze jedno co nas wprawiło w zdumienie. W połowie drogi jest tzw. mijanka, to znaczy poszerzenie drogi umożliwiające wyminięcie dwóch pojazdów. W innych miejscach trasy jest to niemożliwe. A w obydwie strony, w momencie wjazdu na taką mijankę wjeżdżał z przeciwnej strony autobus – idealnie wycelowany w czasie. Niby nic takiego, ale przy ponad sześciokilometrowej , krętej trasie było to zadziwiające.
Na parkingu, przy znajdującym się obok wejścia do tunelu okienku natychmiast ustawiła się kolejka wszystkich wysiadających. „Ki czort?” - pomyśleliśmy, ale posłusznie stanęliśmy w ogonku. Okazało się, że trzeba zadeklarować godzinę powrotu, bardzo rozsądne. Kilka dni później, przy wjeździe do Jaskini Lodowej w masywie Dachsteinu, byliśmy już „obeznani z procedurą powrotną”. No i po „zaklepaniu” godziny powrotnej spotkała nas miła niespodzianka – winda działa. A co jeszcze lepsze – nie musieliśmy dopłacać. W dawnej Herbaciarni na szczycie znajduje się obecnie restauracja, w której zjedliśmy ziemniaczano- kiełbasiane danie za zaoszczędzone na windzie euro. W głównej sali znajduje się oryginalny kominek z 1938r.

Na górze spędziliśmy trzy godziny, przeszliśmy specjalnie wyznaczonym szlakiem, a widoki pozostaną nam w pamięci na zawsze ( no, chyba że przyplącze się wielka skleroza 🙂). A najważniejsze, że z góry widzieliśmy Königssee - owo jezioro, które spowodowało, że się tutaj znaleźliśmy. Pojechaliśmy oczywiście tam i spędziliśmy resztę dnia na „achach” i „ochach”. No i nie mogłam powstrzymać się od triumfującego –„A CO, NIE MÓWIŁAM, ŻE CHCIEĆ TO MÓC?!”
Szkoda tylko, że nie mamy żadnych zdjęć w wyprawy do Austrii. Byliśmy wtedy (2006r.) na etapie filmowania wszystkiego. Nasz przyjaciel i towarzysz podróży miał zabrać aparat, niestety, zapomniał. To co tu zamieszczam, to są przechwycone z filmu klatki – jakość fatalna, poprawiłam jak mogłam. Film jest dobrej jakości i nie wiem dlaczego te przechwycone zdjęcia nigdy nie wychodzą dobrze, chyba jest to kwestia przechwytywania ruchomego obrazu…



Aha, zapomniałam dodać, że zwiedziliśmy również Salzburg 🙂))
Jeszcze kilka słów o noclegach. Kamping w Aigen (dzielnica Salzburga) jest idealnym miejscem wypadowym, do centrum można dojechać tramwajem. Za trzy osoby +samochód +namiot płaciliśmy wtedy 16 euro za dobę. Uważam, że to tanio. Właścicielka prowadziła na miejscu sklepik z podstawowymi produktami, sanitariaty były OK., pralka na „wrzuć monetę” 🙂.
